sobota, 6 marca 2010

cytadela - czyli spacerowo (i zdjęć kilka)

W związku z tym, iż wczorajszy dzień przespałam - dziś miałam się ambitnie uczyć. Niestety - jak to w studenckim życiu bywa - nic nie sprzyjało mojemu założeniu. Słońce beszczelnie wpadło do mojego małego pokoiku i nie pozwoliło mi zanurzyć się w mądrych książkach i notatkach. Biorąc mnie pod rękę poprowadziło na długi i wyczerpujący spacer. Kilka starych kamienic, ścieżki zapomniane i dawno nie odwiedzane i oczywiście poznańska Cytadela! Ile tam ludzi cierpiliwie podążających za czworonożnymi przyjaciółmi. Mimo mrozu nawet dzieci na horyzoncie się pojawiły. I tyle uśmiechu i tyle radości z tego Słońca płynie. Tylko ja gdzieś samotnie podążałam bacznie obserwując te parkowe cuda i sobotnie wynużenia ze smutnych pustych ścian na łono pięknej, budzącej sie do życia natury.

Tak - wiosna się zbliża i czuć to w każdym podmuchu wiatru, każdym promyku i nawet nienarodzone liście już o tym krzyczą. Nieśmiało jeszcze i może nie pewnie - ale miasto ożywa. I juz nie dom, nie szkoła - a parki i deptaki zaczynają się tłoczyć i przepychać między sobą.

Pozbawiona sprzętu, odważnie pozwoliłam sobie uwiecznić tych kilka promieni, które ogrzały moją twarz. Jakość może nijaka i ujęcia nieciekawe - ale cuż zrobić gdy aparat rodzicielą się porzyczyło?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz