chyba mnie pogięło:
mam farmę
i hoduję roślinki
poza tym regularnie karmię krowę, kury i marzę o króliku
brat zaraził mnie chorobą internetową: o 20.00 muszę zebrać koniczynę
jak wrócę do Poznania to mam nadzieję, że mi przejdzie....
wtorek, 28 grudnia 2010
niedziela, 26 grudnia 2010
o świętach, po trochu
Wszystkiego najlepszego, Tym co obchodzą i Tym co nie obchodzą. Bo nastał czas świąt i jakoś tak ciepło jest mimo mrozu zimowego.
Święta skutecznie przeszkadzają w pisaniu. Czas rodzinny, pachnący, migoczący światełkami lampek. Dobrze mi w tym roku jak już dawno nie było... I nawet do Poznania nie śpieszno, Sylwester w zaciszu rodzinnego domu dobrze mi zrobi. Tęskniąc za spokojem i ciszą - doceniam je.
Postanowienie przednoworoczne: do pierwszego muszę schudnąć! Choć parę kilo... Przecież wyglądam jak słoń, ponownie... Zapomniałam się.
I już nie tęsknię, nie konam z bólu po stracie Ukochanego: budujące.
Nieskładnie mi jakoś, tysiąc wątków do oczu zagląda. Trochę świąt, On, moja figura, po głowie notatki krążą i prace zaliczeniowe, uczelnia o której pamiętać chwilowo nie chcę...
I jakoś tak: świątecznie.
Święta skutecznie przeszkadzają w pisaniu. Czas rodzinny, pachnący, migoczący światełkami lampek. Dobrze mi w tym roku jak już dawno nie było... I nawet do Poznania nie śpieszno, Sylwester w zaciszu rodzinnego domu dobrze mi zrobi. Tęskniąc za spokojem i ciszą - doceniam je.
Postanowienie przednoworoczne: do pierwszego muszę schudnąć! Choć parę kilo... Przecież wyglądam jak słoń, ponownie... Zapomniałam się.
I już nie tęsknię, nie konam z bólu po stracie Ukochanego: budujące.
Nieskładnie mi jakoś, tysiąc wątków do oczu zagląda. Trochę świąt, On, moja figura, po głowie notatki krążą i prace zaliczeniowe, uczelnia o której pamiętać chwilowo nie chcę...
I jakoś tak: świątecznie.
sobota, 18 grudnia 2010
piątek, 17 grudnia 2010
o miłości, fragmencik
niecierpliwość czai się za rogiem
czas puka do drzwi
coraz mniej go czasem
zbyt długo nie otwieram
mecz wczorajszy wygraliśmy
I niech zwycięża Lech!
jakoś tak
bezpretensjonalnie
czas wziąć się do pracy
czekają na nas miliony
no cóż
zobaczymy
nie chce mi się myśleć
szaro za oknem
za szaro jak dziś
promieni mi trzeba
ciepłego Słońca
czekolada w Republice
i przeciągająca się samotność
nieskończoność
a tak
bo czemu nie?
komplementów mi trzeba
że indywidualistka
że wyjątkowa
pewna siebie
wiedząca czego chcę...
znam swoją wartość
i i tak się w tym gubię
mam za to piękną tapetę na pulpicie
dawno nic mi się tak nie podobało...
ta twarz
dobrze zrobione
można powiedzieć: artystycznie
natchnienia mi brakuje
ja już nikogo nie kocham
nie mam o kim śnić
smutne to się wydaje czasami
przypomniała mi się dziś moja jedyna randka:
zapracowana układałam rękawiczki w wystawowej szufladzie
On stanął w drzwiach trzymając bukiet róż przeznaczony dla mnie...
skąd wiedział, że mam urodziny?
do tej pory nie wiem
zabrał mnie do siebie
czekał tam obiad
pyszny
rozpływający się w ustach
tańczyliśmy cały wieczór rozkoszując się sobą
wyznał mi wtedy miłość
jakoś tak pokrętnie
bezosobowo
jak jest możliwe aby pokochać?
zakochany straciłem świadomość
znów zacząłem tęsknić
jestem szczęśliwy
Ty i tylko Ty
na zawsze
czas puka do drzwi
coraz mniej go czasem
zbyt długo nie otwieram
mecz wczorajszy wygraliśmy
I niech zwycięża Lech!
jakoś tak
bezpretensjonalnie
czas wziąć się do pracy
czekają na nas miliony
no cóż
zobaczymy
nie chce mi się myśleć
szaro za oknem
za szaro jak dziś
promieni mi trzeba
ciepłego Słońca
czekolada w Republice
i przeciągająca się samotność
nieskończoność
a tak
bo czemu nie?
komplementów mi trzeba
że indywidualistka
że wyjątkowa
pewna siebie
wiedząca czego chcę...
znam swoją wartość
i i tak się w tym gubię
mam za to piękną tapetę na pulpicie
dawno nic mi się tak nie podobało...
ta twarz
dobrze zrobione
można powiedzieć: artystycznie
natchnienia mi brakuje
ja już nikogo nie kocham
nie mam o kim śnić
smutne to się wydaje czasami
przypomniała mi się dziś moja jedyna randka:
zapracowana układałam rękawiczki w wystawowej szufladzie
On stanął w drzwiach trzymając bukiet róż przeznaczony dla mnie...
skąd wiedział, że mam urodziny?
do tej pory nie wiem
zabrał mnie do siebie
czekał tam obiad
pyszny
rozpływający się w ustach
tańczyliśmy cały wieczór rozkoszując się sobą
wyznał mi wtedy miłość
jakoś tak pokrętnie
bezosobowo
jak jest możliwe aby pokochać?
zakochany straciłem świadomość
znów zacząłem tęsknić
jestem szczęśliwy
Ty i tylko Ty
na zawsze
środa, 15 grudnia 2010
gey party
a z bardziej przyziemnych
ot takich tam prozaicznych przypadków
spędziłam przesympatyczny wieczór z trzema Panami
właściwie to całą noc błądziliśmy po poznańskich bezdrożach
w zaspie wylądowałam
Jarkowi się czasy Super Siódemki przypomniały
aż dziw, że zza pazuchy markera nie wyciągnął aby mnie naznaczyć
na pamiątkę nocy dostałam dwa kufle
minogowe
nie ładnie z naszej strony
no ale nie co dzień tak się zdarza
:)
ot takich tam prozaicznych przypadków
spędziłam przesympatyczny wieczór z trzema Panami
właściwie to całą noc błądziliśmy po poznańskich bezdrożach
w zaspie wylądowałam
Jarkowi się czasy Super Siódemki przypomniały
aż dziw, że zza pazuchy markera nie wyciągnął aby mnie naznaczyć
na pamiątkę nocy dostałam dwa kufle
minogowe
nie ładnie z naszej strony
no ale nie co dzień tak się zdarza
:)
wtorek, 14 grudnia 2010
świątecznie
błądziłam po zaśnieżonych uliczkach
zasypanych chodnikach
wśród świątecznych światełek i migoczących choinek
ludzie znów się uśmiechają
nadchodzą święta
jesteśmy sobie bliżsi nisz kiedykolwiek
biały puch i towarzyszące mu zimno rozgrzewa serca
gorąca czekolada pali język
zapach wanilii imbiru
cynamon
świątecznie
kolędowo
a w mojej głowie sny niepokorne
fantazje niespełnione
warszawa
hotel
czerwona sukienka
i taki Pan, co Jego imię nie może zaistnieć
nie w mojej głowie
potem kobieta
pyta mnie czemu
i co się z Nim dzieje
gdzie Jego myśli
gdzie czułe słowa
czemu Go nie ma chociaż jest przy niej
co mam powiedzieć?
praca - dlatego
tyle się dzieje
jest zbyt zmęczony
pytanie do mnie:
zakochana?
oczy jak iskry
i uśmiech na twarzy
przewrotny
wyrażający niewypowiedziane słowa
odpowiedź prosta:
jestem
telefon: Marcin: pomóż
zakochałam się
Jego kobieta musi wiedzieć, że kogoś mam
jedyna osoba na którą mogę patrzeć z uwielbieniem siedzi ze mną przy stoliku
sączymy kawę
kolacja
czerwona sukienka
i znów tyle niewypowiedzianych słów
nie jestem zakochana
ale dziś się tak czuje
tak serce jakoś szybciej uderza
może wczorajsze wspomnienia?
może myśli sprzed lat wracają niepostrzeżenie
a może po prostu ten śnieg, który tak sobie upodobałam
kilka lat temu
gdy jeszcze głową o stół uderzałam
dziadek zaprzęgał Dianę
i na sankach robiliśmy wyścigi
pod lasem iglastym lepiliśmy bałwany
w zaspach szukaliśmy grzybów
czerwone poliki
zaśnieżone kurtki
i śmiech rozbrzmiewający w przestworzach
a babcia czekała
z obiadem pachnącym
z herbatą
słodką od miodu
tęsknię...
choinka
babcia z mamą w kuchni gotują kolację
ja z dziadkiem w pokoju
choinka
i lampki
i gwiazda
ogromna, złota
cukierki
ubrana tak ciężka
pachnąca świerkiem
jak dawno
jak z bajki
wieczorem prezenty
usiedzieć nie mogłam
kusiły
nęciły
paczki kolorowe wstążkami wiązane
smakołyki na stole
same pyszności
czerwony barszcz
chrupiąca ryba
grzyby
śledzie
makowiec maminy
zawijany
normalny
tony pomarańczy
rodzynki
chyba marzeniom ulegam
wspominając mary
cieszę się jak dziecko
cieszę się zawsze czekając na Gwiazdkę
dziś w Poznaniu
sama ze sobą się męczę
zasypanych chodnikach
wśród świątecznych światełek i migoczących choinek
ludzie znów się uśmiechają
nadchodzą święta
jesteśmy sobie bliżsi nisz kiedykolwiek
biały puch i towarzyszące mu zimno rozgrzewa serca
gorąca czekolada pali język
zapach wanilii imbiru
cynamon
świątecznie
kolędowo
a w mojej głowie sny niepokorne
fantazje niespełnione
warszawa
hotel
czerwona sukienka
i taki Pan, co Jego imię nie może zaistnieć
nie w mojej głowie
potem kobieta
pyta mnie czemu
i co się z Nim dzieje
gdzie Jego myśli
gdzie czułe słowa
czemu Go nie ma chociaż jest przy niej
co mam powiedzieć?
praca - dlatego
tyle się dzieje
jest zbyt zmęczony
pytanie do mnie:
zakochana?
oczy jak iskry
i uśmiech na twarzy
przewrotny
wyrażający niewypowiedziane słowa
odpowiedź prosta:
jestem
telefon: Marcin: pomóż
zakochałam się
Jego kobieta musi wiedzieć, że kogoś mam
jedyna osoba na którą mogę patrzeć z uwielbieniem siedzi ze mną przy stoliku
sączymy kawę
kolacja
czerwona sukienka
i znów tyle niewypowiedzianych słów
nie jestem zakochana
ale dziś się tak czuje
tak serce jakoś szybciej uderza
może wczorajsze wspomnienia?
może myśli sprzed lat wracają niepostrzeżenie
a może po prostu ten śnieg, który tak sobie upodobałam
kilka lat temu
gdy jeszcze głową o stół uderzałam
dziadek zaprzęgał Dianę
i na sankach robiliśmy wyścigi
pod lasem iglastym lepiliśmy bałwany
w zaspach szukaliśmy grzybów
czerwone poliki
zaśnieżone kurtki
i śmiech rozbrzmiewający w przestworzach
a babcia czekała
z obiadem pachnącym
z herbatą
słodką od miodu
tęsknię...
choinka
babcia z mamą w kuchni gotują kolację
ja z dziadkiem w pokoju
choinka
i lampki
i gwiazda
ogromna, złota
cukierki
ubrana tak ciężka
pachnąca świerkiem
jak dawno
jak z bajki
wieczorem prezenty
usiedzieć nie mogłam
kusiły
nęciły
paczki kolorowe wstążkami wiązane
smakołyki na stole
same pyszności
czerwony barszcz
chrupiąca ryba
grzyby
śledzie
makowiec maminy
zawijany
normalny
tony pomarańczy
rodzynki
chyba marzeniom ulegam
wspominając mary
cieszę się jak dziecko
cieszę się zawsze czekając na Gwiazdkę
dziś w Poznaniu
sama ze sobą się męczę
poniedziałek, 13 grudnia 2010
śnieżyca
bajkowo za oknem
znów pada biały, puszysty śnieg
a mi się marzy kolacja
wino i świece
takie czerwone
jak lubię
jak kiedyś
poszłabym na spacer
pobłądziła po Cytadeli szukając zasypanych ścieżek
w zaspach nurkując patrzyłabym w gwiazdy
podziwiając niebo
a może Malta?
jedno kółeczko
tak dookoła
i przygody na lodzie
wypatrywanie zmarłych...
właściwie topielców
pół drogi śmialiśmy się z naszej paniki
z tego przerażenia:
i co teraz zrobić?
a to pachołek
ni czlowiek
a myśmy przekonani,że ktoś się topi...
noc uruchamia wyobraźnie
mrok wyostrza rysy
tak łatwo domalować rzeczywistość
lżej mi dzisiaj
odrobinę
mam gdzie się schować
za czym ukryć
nic więcej mi nie trzeba
i jeszcze jedno: piwo w miłym toważystwie
tak brak mi toważysza
słowa rozbijają się o ściany
słowa, których nikt nie słucha
nawet nie wiem już co powiedzieć
zapomniałam mowy
zostało spojrzenie
ono nic nie wyraża
przynajmniej bardzo tego bym chciała...
jedno jest pewne:
nikt już na mnie nie patrzy
nie mam się więc czego bać
a tak usiąść w mrocznej knajpie
przy dźwiękach cichej muzyki
tak abym mogła Cię słyszeć
opowiadaj mi bajki
długie i ciemne
niech kończą się łzą płynąca nieśmiało po policzku
a ja zawstydzona spróbuję zetrzeć ją niepostrzeżenie
udaj, że nie widzisz
nie każ mi mówić
właściwie topię się nie wołając o pomoc
właściwie żyje nie potrafiąc żyć
i nic mi nie pozostało
bylo tyle możliwości
alternatywa goniła alternatywę
dziś nie ma już nic
tylko śnieg
delikatny puch
zawirowanie spada z nieba
znów pada biały, puszysty śnieg
a mi się marzy kolacja
wino i świece
takie czerwone
jak lubię
jak kiedyś
poszłabym na spacer
pobłądziła po Cytadeli szukając zasypanych ścieżek
w zaspach nurkując patrzyłabym w gwiazdy
podziwiając niebo
a może Malta?
jedno kółeczko
tak dookoła
i przygody na lodzie
wypatrywanie zmarłych...
właściwie topielców
pół drogi śmialiśmy się z naszej paniki
z tego przerażenia:
i co teraz zrobić?
a to pachołek
ni czlowiek
a myśmy przekonani,że ktoś się topi...
noc uruchamia wyobraźnie
mrok wyostrza rysy
tak łatwo domalować rzeczywistość
lżej mi dzisiaj
odrobinę
mam gdzie się schować
za czym ukryć
nic więcej mi nie trzeba
i jeszcze jedno: piwo w miłym toważystwie
tak brak mi toważysza
słowa rozbijają się o ściany
słowa, których nikt nie słucha
nawet nie wiem już co powiedzieć
zapomniałam mowy
zostało spojrzenie
ono nic nie wyraża
przynajmniej bardzo tego bym chciała...
jedno jest pewne:
nikt już na mnie nie patrzy
nie mam się więc czego bać
a tak usiąść w mrocznej knajpie
przy dźwiękach cichej muzyki
tak abym mogła Cię słyszeć
opowiadaj mi bajki
długie i ciemne
niech kończą się łzą płynąca nieśmiało po policzku
a ja zawstydzona spróbuję zetrzeć ją niepostrzeżenie
udaj, że nie widzisz
nie każ mi mówić
właściwie topię się nie wołając o pomoc
właściwie żyje nie potrafiąc żyć
i nic mi nie pozostało
bylo tyle możliwości
alternatywa goniła alternatywę
dziś nie ma już nic
tylko śnieg
delikatny puch
zawirowanie spada z nieba
niedziela, 12 grudnia 2010
takie tam... bajanie (czyli, że co to jest niebo)
a teraz moje i o mnie jedynie
uczę się zdobywając wiedzę
niezbędne to do przetrwania w rzeczywistości studenckiej
i szukam wiatru
i łapię wspomnienia
tak wiele ich już umknęło
przestałam rozmawiać z ludźmi
jakbym ich nie potrzebowała
potrzebuję
brak mi bliskich
tych, którym można ufać
czemu już nikt mnie nie rozumie?
właściwie, czy kiedykolwiek rozumiał?
uśmiechem zdobywałam świat
urodą - mężczyzn
wyzwolona i nieuchwytna
teraz tak łatwo mnie mieć
mogłabym zasnąć i śnić w marzeniach
skąpana promieniami słońca
o cichym poranku zrywać się z łóżka
zaparzyć kawę
a ty byś ją sączył z maleńkiej filiżanki
ukradkiem spoglądając w moje oczy
spacer na rynku i dźwięk kolędy
śnieg
tak dużo dużo śniegu
zmęczeni, roześmiani
upojeni sobą
wracamy
zasypiasz w moich ramionach
a ja Cię tulę
odganiam złe mary
i szepczę kocham
i jesteś tak blisko, że bliżej nie można
i tak codziennie
tak wygląda niebo
uczę się zdobywając wiedzę
niezbędne to do przetrwania w rzeczywistości studenckiej
i szukam wiatru
i łapię wspomnienia
tak wiele ich już umknęło
przestałam rozmawiać z ludźmi
jakbym ich nie potrzebowała
potrzebuję
brak mi bliskich
tych, którym można ufać
czemu już nikt mnie nie rozumie?
właściwie, czy kiedykolwiek rozumiał?
uśmiechem zdobywałam świat
urodą - mężczyzn
wyzwolona i nieuchwytna
teraz tak łatwo mnie mieć
mogłabym zasnąć i śnić w marzeniach
skąpana promieniami słońca
o cichym poranku zrywać się z łóżka
zaparzyć kawę
a ty byś ją sączył z maleńkiej filiżanki
ukradkiem spoglądając w moje oczy
spacer na rynku i dźwięk kolędy
śnieg
tak dużo dużo śniegu
zmęczeni, roześmiani
upojeni sobą
wracamy
zasypiasz w moich ramionach
a ja Cię tulę
odganiam złe mary
i szepczę kocham
i jesteś tak blisko, że bliżej nie można
i tak codziennie
tak wygląda niebo
dla Tomasza, kolegi
coś dla Tomka/ o Tomku
http://takie-jakie-fanaberie.blogspot.com
nie napisałam wszystkiego, co napisać powinnam - nie starczyło czasu
http://takie-jakie-fanaberie.blogspot.com
nie napisałam wszystkiego, co napisać powinnam - nie starczyło czasu
czwartek, 9 grudnia 2010
po ciemku (w ciemności)
inna mnie otacza przestrzeń, niż bym sobie życzyła
i wszystko jakieś bezbarwne
kolorami mieni się po ciemku
zamykam oczy
tonę w nieświadomości
zatracając siebie
mijam ludzi - tych bezimiennych
nieznaczących nic
ktoś krzyczy w oddali
szepta moje imię
nie widzę
w ciemności, po omacku
już nie szukam drogi
sama, niechciana maluje się w pastelach
ktoś zalał obrazek
czarna plama niepamięci
ulatują szczególy
nieprzypomniane
zlewają się w przeszłość
a czas mija
czemu wskazówki nie chodzą do tyłu?
czemu zegar nie stoi?
nie potrafię pływać
piątek, 3 grudnia 2010
zapukaj do moich drzwi
krzyknij: jestem
bądź - a będę szczęśliwa
krople krwi spływają po policzkach
gorzko gorzko
a nikt się nie całuje
czy mogę się zabić?
czy muszę jeszcze poczekać?
powiedz proszę jak długo...
a w głowie się kręci kręci
i kręcą się kwiaty na sukience czerwonej
i te łzy
tak słono
spadł śnieg
wspomnienia wracają...
niczym ptaki
śpiewają
boski ogród
wieczny maj
On jest pierwszy
ona naj
a ja nie czując nic tonę w rozpaczy
jak można być aż tak zimnym?
nienawidzę siebie i pustki, która nie chce zniknąć
ja już nawet nie tęsknię
krzyknij: jestem
bądź - a będę szczęśliwa
krople krwi spływają po policzkach
gorzko gorzko
a nikt się nie całuje
czy mogę się zabić?
czy muszę jeszcze poczekać?
powiedz proszę jak długo...
a w głowie się kręci kręci
i kręcą się kwiaty na sukience czerwonej
i te łzy
tak słono
spadł śnieg
wspomnienia wracają...
niczym ptaki
śpiewają
boski ogród
wieczny maj
On jest pierwszy
ona naj
a ja nie czując nic tonę w rozpaczy
jak można być aż tak zimnym?
nienawidzę siebie i pustki, która nie chce zniknąć
ja już nawet nie tęsknię
na szybko spisana myśl
grudniowo
Poznań zasypany
a ja w śniegu po kolana Luboń dziś zwiedzałam:
więcej to się nie powtórzy
korytarz huczy imprezowo
krzyczą tańczą i walą w bębny
(a może ściany niszczą?)
kakao na mnie czeka
może uda mi się gdzieś schować bezpiecznie?
tak aby nikt mnie nie widział...
Poznań zasypany
a ja w śniegu po kolana Luboń dziś zwiedzałam:
więcej to się nie powtórzy
korytarz huczy imprezowo
krzyczą tańczą i walą w bębny
(a może ściany niszczą?)
kakao na mnie czeka
może uda mi się gdzieś schować bezpiecznie?
tak aby nikt mnie nie widział...
Subskrybuj:
Posty (Atom)