niedziela, 30 sierpnia 2009

Dni mijają bezpowrotnie, a czas przecieka mi przez palce - nie można go zatrzymać. Powoli, stopniowo, sukcesywnie robię podsumowanie mijającego roku. Pojawia się pytanie czy tym razem wyszłam na plus? Bogatsza o nowe doświadczenia, przeżycia, uczucia - idę dalej nie oglądając się za siebie. Ale czy możliwym jest oderwanie, odcięcie od tego, co było? Myślę, że jednak nie... Wszystko, co było - pozostanie. Rzeczy stają się odległe, mniej ważne, a ludzie obcy - ale w sercu, w głowie pozostaje przeświadczenie, że wszystko jest tym, czym było - tym, co znaliśmy. Wspomnienia zacierają się powoli, stają się tłem naszego życia - bazą, do której odnosimy wszystko, co nas spotyka. Analizując kolejne etapy, przygody, doświadczenia konfrontujemy je ze znanym i rozumianym światem duchowym, materialnym, intelektualnym....

Bełkot, który tworzę nie jest zapewne zajmujący, jednak właśnie o tym chciałam napisać. Wspomnienia otaczają mnie i napawają wytchnieniem. Świadomość, że zaczyna się coś nowego jest oszałamiająca.

Koniec.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Nie wiem jak jutro wstanę do pracy. Leżę i próbuję zasnąc - nie wychodzi. Miliony myśli kłębią się w mojej głowie, tworzy się misterny plan i zapadają znaczące decyzje. A Morfeusz nie przychodzi.

Mam ochotę pisac listy, tworzyc - wystarczająco dużo już dzisiaj zniszczyłam. Jutro praca, zakupy, pranie i zapewne trzeba posprzątac - monotonia codziennego życia. Ale w piątek, o ile nie w czwartek jadę do domu. Postanowione. Muszę przytulic Adasia, uściskac tatę i wycałowac mamę - za to,że są. Kocham ich i potrzebuję ich ciepła. Najlepiej jak najszybciej.

niedziela, 2 sierpnia 2009

I co się dziś stało? Moje życie się skończyło. Definitywnie, nieodwołalnie, na zawsze - i nic już tego nie zmieni. Łzy płyną po moich policzkach a serce rozrywa ból nie do opisania. Zniszczyłam pół pokoju, zakrwawiłam całą podłogę, a teraz piszę słuchając muzyki, która zapewne mi nie pomoże. Jestem sama, zupełnie sama - i nikt nie może potrzymac mnie za rękę, przytulic.

Moje poniżenie osiągnęło punkt kulminacyjny - nie żałuję. Powtórzyłabym to milion razy byleby tylko z Nim. Byle mnie przytulał, dotykał, był. Jego ramiona są jak kompres, który otula moje serce, ogrzewa i pozwala mu bic. I co ja teraz zrobię bez Jego obecności, istnienia? Już nie mam na co czekac, już nigdy więcej.

Próbowałam, jak nie tak to inaczej. Wrócił, był, całował i przytulał, rozmawiał. A teraz odszedł do własnego świata - gdzie trzeba pic, kochac się i szukac przygód. Próbowałam dobrocią, miłością, czułością i zrozumieniem. Próbowałam perswazją i oskarżeniami. Powiedziałam to, co powiedziec musiałam. Żeby wiedział, aby nie zapomniał - ale nie ma to żadnego znaczenia.

People Ain't Not Good

People just ain't no good
I think that's welll understood
You can see it everywhere you look
People just ain't no good

We were married under cherry trees
Under blossom we made pour vows
All the blossoms come sailing down
Through the streets and through the playgrounds

The sun would stream on the sheets
Awoken by the morning bird
We'd buy the Sunday newspapers
And never read a single word

People they ain't no good
People they ain't no good
People they ain't no good

Seasons came, Seasons went
The winter stripped the blossoms bare
A different tree now lines the streets
Shaking its fists in the air
The winter slammed us like a fist
The windows rattling in the gales
To which she drew the curtains
Made out of her wedding veils

People they ain't no good
People they ain't no good
People they ain't no good at all

To our love send a dozen white lilies
To our love send a coffin of wood
To our love let aal the pink-eyed pigeons coo
That people they just ain't no good
To our love send back all the letters
To our love a valentine of blood
To our love let all the jilted lovers cry
That people they just ain't no good

It ain't that in their hearts they're bad
They can comfort you, some even try
They nurse you when you're ill of health
They bury you when you go and die
It ain't that in their hearts they're bad
They'd stick by you if they could
But that's just bullshit
People just ain't no good

People they ain't no good
People they ain't no good
People they ain't no good
People they ain't no good at all


A to tłumaczenie:

"Ludzie nie są wcale dobrzy"


Ludzie wcale nie są dobrzy
Myślę że to jasne
Widać to wszędzie gdzie spojrzeć
Ludzie są do niczego.


Pobraliśmy się pod wiśniami
Ślubowaliśmy sobie wśród kwiatów
I wszystkie kwiaty opadły żeglując
Przez ulice i place zabaw


Słońce padało na prześcieradło
Zbudzone przez porannego ptaka
Kupowaliśmy niedzielne gazety
I nigdy nie czytaliśmy ani słowa

Ludzie nie są wcale dobrzy


Pory roku przychodziły i odchodziły
Zima odarła kwiaty z płatków
Już inne drzewa rosną wzdłuż ulic
Potrząsając pięściami w powietrzu


Zima uderzyła nas jak pięść
Okna trzaskały wśród wichur
Przed którymi zaciągała zasłony
Uszyte z jej ślubnego welonu


Ludzie nie są wcale dobrzy


Naszej miłości wyślij tuzin białych lilii
Naszej miłości wyślij drewnianą trumnę
Naszej miłości niech gruchają wszystkie różowookie gołębie
Że ludzie nie są wcale dobrzy

Naszej miłości odeślij wszystkie listy
Naszej miłości walentynkę krwi
Naszej miłości niech krzyczą wszyscy porzuceni kochankowie
Że ludzie nie są wcale dobrzy


Ale to nie w swoich sercach są źli
Mogą cię pocieszyć, niektórzy nawet próbują
Opiekują się tobą gdy jesteś chory
Grzebią gdy umierasz



Ale to nie w swoich sercach są źli
Staliby u twojego boku jeśliby tylko mogli
Ale to wszystko bzdury, kotku
Ludzie nie są wcale dobrzy

Ludzie nie są dobrzy ani trochę



I ile jest w tym prawdy.

sobota, 1 sierpnia 2009

poplątanie z pomieszaniem

Definitywnie ostatnio szukam przygód i wrażeń ekstremalnych. Bo niby jak inaczej nazwac miłośc na parapecie mojego okna na czwartym piętrze? Z tą miłością to może trochę przesadziłam... I dla wszystkich wtajemniczonych: tym razem to nie był On.

Baju baj przygodowo - a moje plany dnia dzisiejszego szlak trafił. Miałam wstac wcześnie, zrobic pranie i cały dzień spędzic na lekturze kilku ciekawych pozycji stojących na mojej półce. Tymczasem wstałam o 12.00 i musiałam iśc kupic sobie buty, bo nie mam w czym chodzic.

Tęskni mi się za uczelnią. Mogłabym już chodzic na wykłady i pilnie przygotowywac się do cwiczeń. Miną jeszcze dwa miesiące nim zacznie się rok akademicki - a tymczasem - ciągle trwają wakacje!