środa, 25 maja 2011

imię na M (?)

Miasto nabrzmiałe chmurnie spogląda na miniony dzień
Dzieciaki zza okna wykrzykują burzę
A ja popełniam gafy fundamentalne

No cóż każdemu się zdarza...

poniedziałek, 23 maja 2011

jak się bawię to się bawię

Prawdziwym jestem królem... I z tym mi właśnie dobrze jak nigdy.

Patrzyłam w chmury klecąc trzy po trzy w języku, którego nie znam. Słońce za chmurami świeci mi prosto w twarz i widzę z baśni wydarte opowiadania. Uśmiech wygląda z moich oczu.



niedziela, 22 maja 2011

Marcin

Głupia tęsknota i smutek, którego nie potrafię objąć - jak czasem bywa źle... Nikogo nie kocham i nikt nie kocha mnie - zamienić się? Chętnie...

Bywa czasem tak i nawet często ostatnio, że zamykając oczy - gdy głowa wtulona już w poduszkę, widzę uśmiech, który pokochałam. Tęsknię za Nim, choć nie istnieje, rozpłynął się i zniknął - już dawno...

środa, 11 maja 2011

po zmroku

Noc tuli w ramionach wszystkie zmęczone dusze - te, które za dnia wciąż biegnąc wiecznie są spóźnione, którym czas szumi w uszach krzycząc, że jest go za mało!
Ja, ukryta w pościeli nasłuchuję nocy, jej smutnej ciszy i grającego milczenia. Przytulona do misia, którego przy mnie nie ma uśmiecham się w zachwycie - nad światem, nad życiem i trochę nad sobą. Bywa to dla mnie niepojęte...

W szkole spokojnie - niczego nowego nie widzę, ale jestem zmuszona mówić - co dobre jest i złe czasami. Pokonam nieśmiałość, która głęboko we mnie wrosła i przekonam się może, że jednak coś potrafię. Niewiele oczywiście, ale a nóż wystarczająco.

Siłownia fantastyczna - choć pierwszy dzień spędziłam w saunie grzejąc i ziębiąc się na przemian. Wiem już ile ważę i jaki procent tłuszczu mieści moje ciało. Cel do osiągnięcia wyznaczyła pani trener - a ja go osiągnę (prawdopodobnie wciągu miesiąca). Jutro druga lekcja, a plan ma być przygotowany - oby na papierze, bo mogę go nie spamiętać...

piątek, 6 maja 2011

nieuchwytnie w godzinach przedświtu

piję kawę - umieram
palę papierosa
i wstaję od tego stołu
stołu pustego, na którym nic nie ma
wciąż trwam

czwartek, 5 maja 2011

wątków kilka, niedokończone

W świetle nocnej lampki nasłuchuję muzyki zza okna. Rude i niepozorne, nawołujące się nawzajem - dwa małe lisy szwendają się miedzy autami. Szukają szczęścia, może coś im się przytrafi, może uda się coś znaleźć. Ośmielone mrokiem nocy wyszły na polowanie.
Miło jest na nie popatrzeć, choć nie chciałabym znaleźć się w ich pobliżu... Bezpieczna spokojnie przyglądam się małym hultają, patrze jak przewracają kosze przeszukując ich zawartość. Polowanie nie jest dziś udane, ale noc jest przecież długa.

Zastanawia mnie jeden Albańczyk, koniecznie chce się ze mną spotkać - a ja zupełnie nie rozumiem dlaczego. Graliśmy razem w snookera nie rozmawiając za wiele... Nie pojęci są dla mnie ludzie i ich motywacje, zazwyczaj.

Tymczasem organizuję sobie życie - czas, który bezczynnie płynie zamykam w skończone ramy. Trzy dni w tygodniu, po kilka godzin będę mówić i myśleć tylko in the English. Potem siłownia, sauna i basen - do wyboru oczywiście i tylko jeśli się uda. Zastanawia mnie Albańczyk - może jednak się skuszę? Dla ćwiczenia języka, zajęcia pozalekcyjne i pełne zaangażowanie.

Zaczyna pasować ta niezwykła układanka, a elementy jakby same do siebie ciągną - może nareszcie coś z nich ułożę? Nie lubię się bawić klockami, gry za szybko mnie nudzą (szczególnie jeśli przegrywam), a puzzle bywają ciekawe. Jak nowe wyzwania, cel który chce się osiągnąć - szkoda tylko, że elementów zawsze jest zbyt wiele.

poniedziałek, 2 maja 2011

czas

Zapomniałam się między godzinami, które płyną - między chwilą i chwilą, których nie ma. Ckliwie spoglądam wstecz, czasem za daleko. Zapominam o przyszłości...

Bywam roztargniona w codziennym rozkojarzeniu, wciąż szukam nieuchwytnie pragnienia, które jest wspomnieniem.

Codzienność już nie przytłacza - staje się nudna. Słucham szeroko otwierając oczy - czasem chciałabym coś napisać.


Tak często narzekamy: bo przecież nic się nie zmienia, bo tyle bym chciała - a niczego nie mam, bo z dnia na dzień świat szarzeje...
Gdy oglądam się za siebie widzę tyle uśmiechu - godzin spędzonych z przyjaciółmi, w tych starych pokojach - w których spędzaliśmy życie. Między ulicami błądząc w obłędzie, szukając schronu. W kawiarniach i pubach, przy czekoladzie i w taktach muzyki.
Czas szybko leci, przecieka przez palce - i właśnie za to chcę go uwielbiać. Nie mogę go cofnąć ani objąć w pamięci. Wspomnienia jak film czarno-biały, działa - nie działa. A ja wciąż idę do przodu...

Lubię na przykład latać samolotem. Oczekiwanie na lotnisku, odprawa której nie cierpię, i znowu czekać... Ale gdy jestem już na pokładzie, zajmuję miejsce, posłusznie zapinam pasy i czuję jak wznoszę się w górę... Prędkość wbija mnie w fotel, nieśmiało się uśmiecham spoglądając przez okno. W dole roztacza się obraz, coś co zostawiam zmierzając gdzieś indziej. Potęga przestworzy i moc techniki przenoszą mnie w czasie.
Uwielbiam przebijać się przez chmury, mleczna mgła przynosi ciemność, jak wata cukrowa oglądana od środka. Wszystko trwa zaledwie kilka minut, samolot zwiększa wysokość a przede mną maluje się niebo skąpane w promieniach słońca. Rozpostarte nad pierzastą kołdrą w której chciałoby się zanurkować.
Koniec podróży - Świat stoi przed domem i szeroko się uśmiecha. Zaprasza.