wtorek, 29 września 2009

defragmentacja woli

Życie toczy się zbyt szybko, a ja pozwalam sobie na zbyt wiele - zbyt wiele słodkiego lenistwa, niezorganizowania, próżności. Wieczorne spotkania i całonocne rozważania nad substancją tego świata całkowicie wybijają mnie z codziennego rytmu i egzystencji zorganizowanej, zaplanowanej, rozsądnej, konstruktywnej. Dni mijają szybko, nie oglądając się za siebie a czas rozpływa się w przestrzeni nie dając uchwycić choćby fragmentu rzeczywistości. Życie towarzyskie i ilość osób (miłych, inteligentnych, sympatycznych) przerasta moje najśmielsze oczekiwania. Nieustanne zamieszanie, harmider, spotkania. Tak wiele osób nas ostatnimi czasy odwiedza, tak wiele chce z nami omówić - a ja z Paulinką nie protestujemy inicjując kolejne tematy, wątki, zagadnienia. Nasz pokój stał się otwarty i pełen życia, kosztem naszej samotności i chwil wytchnienia. Nie jestem w stanie przywołać dnia, kiedy nie byłoby tu nikogo innego oprócz nas - czyli mieszkańców.
Oczywiście jest naturalnym, że z wizyt się cieszymy - a każdego, kto tu zawita witamy z otwartymi ramionami rozkoszując się ich obecnością.

niedziela, 27 września 2009

moje... ulubione...

Jarosław Marek Rymkiewicz - Ogród w Milanówku, sen zimowy

Bóg jest dopóki patrzy dopóki ma oczy

Kawki już śpią w gałęziach i mrok już się mroczy



Kot śpi z ogonem w pysku na kaloryferze

Głęboko w mokrych liściach śpią półżywe jeże



Bóg zasnął ale patrzą Jego wieczne oczy

Śni się szarym wiewiórkom i mrok już się mroczy



Świat śpi śnią go wiewiórki chore kawki jeże

Wiewiórki kawki Boga wiecznego żołnierze



Kot porusza się we śnie - ogon w pysku trzyma

Śni Boga - Bóg ma postać Dobrego Olbrzyma



I Bogu - także Jemu! - śni się ogon koci

Ogon który tam we śnie tuż przy Bogu psoci



Głęboko w liściach mroczność budzi się i rusza

Jeż półmartwy w swą podróż ostatnią wyrusza



Na jabłonce tam właśnie gdzie wisi słonina

Śpią dwie kawki i chory gawron biedaczyna



O istnienie! o jakie to brzydkie straszydło!

Gawron śpi - krwawi jemu ułamane skrzydło



Jedno oko zamyka a drugie otwiera

Patrzy Bóg i śni o nas albo też umiera



Kiedy grudzień śnieg ciska pomiędzy gawrony

Pomiędzy smierć i życie - i świat jest uśpiony



Patrzy mrok i widzialna - mroczność w mroku leży

I w kompoście jeż chodzi wśród zgniłych obierzyn



Patrzą na nas otwarte oczy Boga

Jest sen - i jeśli wejdziesz - to we śnie jest droga


mój czas zużyty

Wieczór wczorajszy - udany. Goście moi kontra Pauliny, dwa światy ściśle nakładające się na siebie mimowolnie i bez zabiegów temu służących. Mimo wszystko - wieczór udany, spokojny, wesoły. Pozytywne nastawienie do świata wypełnia cały pokój, wylewa się z niego i chyba przyciąga słuchaczy... Gości ostatnio miewamy często, wizyty są przyjemne, przebrzmiewające śmiechem i rozmową na szereg różnorodnych tematów nas interesujących. Życie staje się ciekawe i tętniące zdarzeniami, ludźmi, zabawą, rozmową. Akademik odżywa, napływają studenci z różnych stron świata, wieczorami na korytarzach odbywają się imprezy, mija się ludzi na schodach. Nadchodzi październik z całą paletą swych barw i kolorów...

A dziś? Pobudka 6.30, uczelnia, trzy wykłady i dom. Wieczorem film z Damianem, a za chwilę będzie tu Hania. Czas dla siebie? Ograniczony do koniecznego minimum. Wrażenia z wykładów? Niestety dziś nic ciekawego... Pani profesor o radykalnych poglądach szerząca nieaktualną wiedzę dotyczącą "współczesnej" rzeczywistości. Na domiar złego powiązana z moim życiem bolesnymi wspomnieniami ubiegłego roku, które kiedyś wydawały się cudowne. Następnie "Prawo karne i penitencjarne", które okazało się równie nudne jak "Socjologia resocjalizacyjna". Czy głoszę herezję? Możliwe. To jednak w skrócie opisane wrażenia z moich dzisiejszych zajęć. Pamiętać należy, że oceny zawsze są subiektywne i nie należy ich przyjmować bezkrytycznie. A nuż znajdzie się osoba - młoda, inteligentna, łaknąca wiedzy, zainteresowana właśnie tą tematyką zajęć?

piątek, 25 września 2009

naukę czas zacząć i inne przemyślenia

Wakacje dobiegają końca, nieuchronnie nadchodzi październik - a wraz z nim rozpoczyna się upragniony przez studentów rok akademicki. Przed naszymi żaczkami nowe wyzwania i przedmioty do zaliczenia. Czas wybrać przedmioty fakultatywne oraz zastanowić się nad dyscypliną sportu w tym roku pożądaną. Wyzwaniem (przynajmniej dla mnie przerażającym) jest test z języka angielskiego decydujący o przydziale do grupy językowej. Ważne stają się też godziny kolejnych zajęć, nazwiska wykładowców, dyżury... Student pierwszego roku - blady, rozkojarzony, z rozbieganym wzrokiem, bez umiejętności szybkiego poruszania się po uczelni - jednym słowem - przerażony, młody człowiek będący w nowej sytuacji życiowej. (Jednym słowem to, to może nie było - ale myślę, że przekaz wyczerpujący.) Aula - ulica Wieniawskiego, Szamarzewo - Instytut Filozofii - tam będę w tym roku 30 września. Na szczęście nie będę tam sama! U mego boku (mam nadzieję) będzie ukochany Paulinki - który wesprze mnie swoim ramieniem w tej nie znanej dla mnie sytuacji.





Zagadnienie z innej bajki: Czy można przewidzieć reakcję człowieka w sytuacji ekstremalnej, nagłej, nieoczekiwanej? Tam, gdzie w grę wchodzą emocje, uczucia, lęki? Myślę, że nawet z pozoru identyczne zdarzenia diametralnie się od siebie różnią. Jest tyle czynników mających wpływ na nasze aktualne samopoczucie, na koncentrację, szybkość reakcji, kontrolę emocji. Czasem ludzie nie podejmują żadnej akcji, działania. Czasem uciekają wewnątrz własnej osobowości, zamykają umysł na jakiekolwiek bodźce - a w ich oczach pojawia się obłęd. Może tak jest lepiej? Może łatwiej?

Warto czasem spróbować i stawić czoło przeciwnością, czasem warto nawet walczyć - zaciekle i nieugięcie. Ale czasem też trzeba się poddać, usunąć w cień, zapomnieć. Czy wtedy jest to już porażką? Czy tylko wyborem, tym niosącym mniejsze zło... Mniej niszczącym, paraliżującym i unicestwiającym wszelkie uczucia.

Każdy chyba sam musi podejmować takie decyzje - co zrobić, w którą stronę pójść - z tym, że nie zawsze jest na to czas. Patrząc w oczy osobie najbliższej wypowiadasz słowa, które ją ranią. Masz pełną świadomość tego, co robisz - wiesz również, co Cię ku temu popycha. Skąd pewność, że będzie czas i sposobność by to odwołać, przeprosić - lub choćby wyjaśnić. Żyjmy tym, co jest TU i TERAZ. Kochajmy TYCH, którzy NAS OTACZAJĄ. Nie żałujmy nigdy tego, co JEST, BYŁO lub BĘDZIE. Życie należy tylko do Nas - do Ciebie, mnie i każdego, kto myśli, kocha i czuje - kto JEST! Bo niektórych już nie ma - przynajmniej nie tak blisko, jak tego pragniemy.


To był chyba post z przesłaniem. Innym razem rozwinę ten wątek - dziś już może niekoniecznie... Dziękuję Panu, który mnie natchnął - mimo, iż nieświadomie.



poniedziałek, 21 września 2009

obrazek :)

tęskota + zmęczenie = ???

Jarosław Marek Rymkiewicz

Stary kapelusz, plecak, wiatr, nocny wędrowiec


Stary kapelusz plecak wiatr i wędrowanie

Może tędy do Boga ktoś z nas się dostanie

Tędy przez krzaki jeżyn podmiejskie śmietniska
Jeśli Bóg tutaj chodzi to nas widzi z bliska

Tędy obok kolejki w chwastach po nasypie
Tam gdzie spóźniona jesień czarne liście sypie

Czy widzisz – przy mnie idą koty jeż półżywy
Sucha jabłoń klon ścięty złamane pokrzywy

Dwie kawki pogubione klon ścięty za młodu
I jeszcze coś co żyło w ciemnościach ogrodu

Z kotów Żółtek umarły oraz Psotka żywa
I Figiel ten co Żółtka żałośnie przyzywa

Tam na prawo mieszkają Małgosia i Ania
Bóg gdzieś jest ale wielka chmura go zasłania

Idą także migdałek trzy brzózki schorzałe
Stara sosna i wrzosy choć to dzieci małe

Kwacze Żółtek i Figiel bo głos mają kaczy
Biegną przodem kto pierwszy z nich Boga zobaczy

Przez wiadukt i na lewo przy dziurawym płocie
Suchy jaśmin sosenki jedno widmo kocie

Idę z nimi coś sobie nucę z Zaratustry
Chmury wiszą na niebie jak skrwawione chusty

Nie wiemy czy Bóg blisko czy daleko mieszka
I gdzie – czy to do Boga prowadzi ta ścieżka

Przez jesień mego życia idziemy pomału
To co z życia zostanie będzie do podziału

To co niosę na rękach to jest kocię młode
Mała gwiazdka nam wróży przyjemną pogodę



niedziela, 20 września 2009

ponarzekać troszku by za dobrze nie było

Źle mi - czuję się do niczego... Wieczór był miły, przyjemny, sympatyczny - ale jakoś czegoś mi brakowało. Cudowny dzień minął i wróciła szara rzeczywistość. Nie zmienia to oczywiście niczego, co napisałam wcześniej - ta chwila, ten moment jest zły. Jutro znowu będzie dobrze, jutro będę w pracy, rano - uczelnia, wrócę późno... a teraz mi źle w tym, kim jestem, kim byłam i kim będę. Nigdy nie będę w pełni dobra, nigdy nie będę zła. Miotam się gdzieś pomiędzy światłem a cieniem, gdzieś między sobą a mną - i nie potrafię się odnaleźć. Znalazłam cele, mam plany, wiem do czego dążę ale chyba nie wiem kim jestem teraz. Pytanie czyja jestem - czy nadal Jego? Czy może już kogoś innego, kogoś, kogo jeszcze nie znam... Majaczę troszeczkę, narzekam - źle mi. Tu i teraz nie jest tak, jak tego pragnę, nie mam tego, czego chcę....

Wkrótce zostanę świadkiem na ślubie kogoś bardzo mi bliskiego. Cieszę się!



A ten obraz zrobił dziś na mnie ogromne wrażenie:


"Dante and Virgil in Hell"

przekrój myślowy mojego umysłu :P


Czemu życie jest takie ciekawe?Czemu aż tak mi się podoba? Ostatnie tygodnie obfitują w przygody, wyzwania - i jest ich coraz więcej. Teraz np. nie mam gdzie mieszkać, nie dostałam przydziału do akademika. Jakoś nie specjalnie się tym martwię... Wszystko można zrobić, osiągnąć, zdobyć. Dostałam się na socjologię - obecnie jestem studentką trzech kierunków jednocześnie. Moje ambicje nie przerastają moich zdolności? Ciekawe... Pomysł kolejny? Cel: sesja zimowa zaliczona na 4,7 - przeniesienie na psychologię. Między czasie (styczeń - maj) zaliczenie sesji ciągłej na kierunku wiodącym i obrona w czerwcu. Zajęcia z reso kończę w połowie lipca, ale plan jest ambitny. W ciągu roku chcę zdobyć pierwszy tytuł, zmienić kierunek, znaleźć promotora zainteresowanego moją dalszą edukacją. Plany szersze? Magister, doktor, zakład karny... Ale to później - teraz jest co robić. Praca - muszę zarobić na życie.

Stawiam przed sobą cele i powoli, krok za krokiem, zdobywam je.

Teraz jestem sama - czytam, słucham muzyki, delektuje się przestrzenią, która mnie otacza. W subtelny sposób wtapiam się w nią - jestem moim życiem, steruję nim i panuję nad rzeczywistością, w której żyję. Chaos nie zniknął - ale on przecież jest we mnie, zawsze będzie. Lubię ten czas, który gna nieprzerwanie, nie oglądając się za siebie. Lubię tych ludzi, którzy są blisko - kocham ich, są cząstką mnie, moim życiem, wytchnieniem, ostoją.

Dom - tam na mnie czekają, tam jest dobrze. Jak można pragnąć unicestwienia, gdy jest tak wiele do zrobienia? Gdy wokół jest tylu ludzi godnych kochania, godnych szacunku? Jak mogłabym odebrać sobie to wszystko?

Dziś bilard - ja, Kamil, Sław i moja Paulinka. Oczywiście nie umiem grać... Ale zawsze wbijam po dwie kule - kolor i biel. Zabawa jest przednia... Kamil pokazał mi uroki tej ekskluzywnej rozrywki - i spodobała mi się niezmiernie.

Na obiad kurczak w kary - Paulina gotuje - PYCHA!!! Zapraszam wszystkich chętnych - ze sobą zabrać należy:
* pierś kurczaka (2 płaty)
* śmietanę (18% - gęsta)
* curry (dużo!!!!)
resztę mamy...

Nie zapominać o uśmiechu.

A kolację wczoraj zrobił Damian - pyszna jajecznica z pomidorami, cebulką, czosnkiem.... Mi to jest dobrze w życiu - i na co tu narzekać?

Jesień - mówiłam - jest piękna, szczęśliwa, zaskakująca. Liście zamieniają się w złote dywany, wiat smaga twarze zamyślone, nieobecne, obce - i tyle jest do zrobienia, tyle się zmienia. Czas zamienia się w myśli, chwile, wracają wspomnienia. Jesień miniona pełna była miłości, uczucia, które nie minie. Owszem - zmieniło się, odeszło, nadszedł czas aby zapomnieć - jednak nigdy nie minie. Ubiegły rok wiele mnie nauczył - a do Ciebie? Tęsknie, nadal, mimo wszystko.

Koniec, ale aby tak nie kończyć napiszę jeszcze, że dobrze mi ostatnio. Moje oczy dawno już straciły blask, ale dusza jest spokojna - tyle, na ile umie. Kocham, kocham Was wszystkich przyjaciele moi - za to, że jesteście, że nie jestem sama. Tyle jest osób, które nie chcą pozwolić mi zamknąć się w mojej pustelni, zamknąć serce w lochu pozbawionym światła. Dzięki Nim mogę żyć, dzięki Nim umiem - i dla Nich chcę.



sobotnio

Siedzę sobie sama w moim pokoiku - Paulinka ze Sławkiem gdzieś wybyli... Wieczór przyjemny, studencki - była Marlena, był Damian, jajecznice zrobiliśmy, kawka, herbatka. Lubię takie wieczory.

Dzień spędziłam na uczelni i wytrwale siedziałam na wszystkich wykładach. Do serca przypadła mi etyka - literatura podana jako obowiązkowa warta polecenia. Czy nazwisko Bauman lub Kołakowski mówią same za siebie? Pierwsza praca zaliczeniowa zadana - napisać ją muszę do końca semestru - brak jeszcze tylko planu działania....

Dość. Dobranoc.

niedziela, 13 września 2009

Powroty

Byłam w domku, a teraz jestem tu. Słucham ulubionej płyty Cave'a , delektuje się upragnioną samotnością i wdycham dym tytoniowy... Jest mi dobrze, jest mi źle - jestem sobą.

Wsiadłam do pociągu we mgle pierwszego jesiennego deszczu, wśród dzwięków muzyki czytałam i ogarneła mnie melancholia. Wiem już czemu tak rzadko jeżdżę do domu, za którym ostatnio tak tęsknie - jest coś, czego nie lubię. Nie lubię wracać do miasta, gdzie nikt na mnie nie czeka. Stacja choć pełna ludzi - dla mnie jest pusta. Ściany mojego pokoju są smutne, muzyka należy tylko do mnie - podobnie jak przestrzeń, która mnie otacza. Nikt tu na mnie nie czeka, nikt nie tęskni, nie wita...

piątek, 11 września 2009

Dwa podróżujące anioły zatrzymały się na noc w domu bogatej rodziny. Rodzina była niegrzeczna i odmówiła aniołom nocowania w pokoju dla gości, który znajdował się w ich rezydencji. W zamian za to anioły dostały miejsce w małej, zimnej piwnicy. Po przygotowaniu sobie miejsca do spania na twardej podłodze, starszy anioł zobaczył dziurę w ścianie i naprawił ją. Kiedy młodszy anioł zapytał dlaczego to zrobił, starszy odpowiedział:
- Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają.

Następnej nocy anioły przybyły do biednego, ale bardzo gościnnego domu farmera i jego żony, by tam odpocząć. Po tym jak farmer podzielił się, resztą jedzenia jaką miał, pozwolił spać aniołom w ich własnym łóżku, gdzie mogły sobie odpocząć. Kiedy następnego dnia wstało słońce, anioły znalazły farmera i jego żonę zapłakanych. Ich jedyna krowa, której mleko było ich jedynym dochodem, leżała martwa na polu.
Młodszy anioł, był w szoku i zapytał starszego anioła:

- Jak mogłeś do tego dopuścić ? Pierwsza rodzina miała wszystko i pomogłeś im – oskarżył - Druga rodzina miała niewiele i dzieliła się tym co miała, a ty pozwoliłeś, żeby ich jedyna krowa padła.
- Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają - odpowiedział starszy anioł - Kiedy spędziliśmy noc w piwnicy tej rezydencji, zauważyłem że w tej dziurze w ścianie było schowane złoto. Od czasu kiedy właściciel się dorobił i stał się takim chciwcem niechętnym do tego by dzielić się swoją fortuną, w związku z czym zakleiłem tą dziurę w ścianie, by nie mógł znaleźć złota znajdującego się tam. W noc, która spędziliśmy w domu biednego farmera, Anioł Śmierci przyszedł po jego żonę. W zamian za nią dałem mu ich krowę. Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają.

Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i szybko odchodzą...
Niektórzy ludzie stają się naszymi przyjaciółmi i zostają na chwilę...zostawiając piękne ślady w naszych sercach... i nigdy nie będziemy dokładnie tacy sami bo zawarliśmy nowe przyjaźnie.
Wczoraj jest historią. Jutro jest tajemnicą. Dziś jest darem.

Cudowna, upajająca, nieprzespana noc. Egzamin niezdany więc nadal chodzę pieszo - szczegóły pominę ze względu na bezbarwność i nudę, jaką mogłyby tu wprowadzić. Przyznać jednak muszę, iż było jej tu sporo w ciągu chylących się ku upadkowi wakacji. Monotematyczność, emocjonalne wynurzenia i skrajne nastroje - wiele smutku, złości, żalu, rozczarowania i łez.

Wakacje mimo wszystko ciekawe - temat przewodni: mój pierwszy w życiu romans. Teraz czekam na kolejne przygody - na to, co czas podaruje mi w prezencie. Dziś spokojnie, cicho, nastrojowo. Siedzimy i słuchamy muzyki. Decyzja zapadła 00.02 - rano DOM - nareszcie. Żywię nieśmiałą nadzieję, że ucieszą się z mojego przyjazdu.

Mam prezent dla mojego Adaśka - w zamian za wymarzony, upragniony i z niecierpliwością wyczekiwany tatuaż - kupiłam bratu sprzęt sportowy, potocznie zwany łyżworolkami. Radość powinna być ogromna, natychmiastowa, wszechogarniająca - przynajmniej ze strony brata mego ukochanego. Niestety obawiam się o reakcję rodziców, ze szczególnym uwzględnieniem mamy. Jedna z rozmów przeprowadzonych za pomocą urządzenia bezprzewodowego dotyczyła treści moralizujących, mających na celu objaśnienie mi za pomocą persfazji werbajnej bezpodstawność dokonania takiego własnie zakupu :)

A teraz własnie kończe - przynajmniej na jakiś czas.

Dobranoc.

A może dzień dobry!


poniedziałek, 7 września 2009

Poniedziałek

pobudka
kawa
śniadanie
wycieczka do ośrodka szkolenia kierowców
spacer po Red Black White
kawa
książka
praca
piwo
zakupy
kolacja
likier
film

Dzień minął - i co ja takiego zrobiłam? Niestety nic kreatywnego.

Z niecierpliwością czekam na październik - zapach jesiennego, chłodnego już powietrza, blask słońca odbijający się od tafil jeziora sołackiego, knajpy wypełnione młodocianymi studentami siedzącymi spokojnie popijając piwo wśród kłębów dymu tytoniowego, uczelnie tętniące gwarem ludzi młodych, teoretycznie tylko łaknących wiedzy, akademik - do którego wraca się jedynie po to, aby czasem się przespać.... Tyle tych jesiennych smutków i radości, tyle rzeczy do zrobienia, tyle przydód do przeżycia. Czy już wspominałam, że uwielbiam jesień? Szara, bura, smutna, skropiona deszczem i opatulona wiatrem. Zabawne przystanki, stłoczone ludki w grubych kurtkach i ciepłych czapach - i te panie, które mimo wszystko chodzą rozebrane.

Jesień. Czuję, że nadciąga, że już jest tuż - tak namacalnie blisko, iż czuję jej zapach, delikatny powiew wiatru na twarzy, chłód kolejnych nocy. Już prawie mogę ją dotknąć - ale wciąż jej nie ma.

Czekam.