piątek, 30 września 2011

przerażona...

Przeraża mnie to...

Z miesiąca na miesiąc jestem coraz grubsza...

Niby nie widać na pierwszy rzut oka, ale jak przymierzyłam sukienkę to nie mogę się dopiąć...

I pasek, który zapinałam na ostatnia dziurkę teraz zapinam na piątą!!!

Ja chcę z powrotem moje 55 kilo...

czwartek, 29 września 2011

chora...

Głowa mi pęka, ucho mnie boli i na domiar złego na ustach wyskoczyło mi zimno... Podsumowując wyglądam cudownie a czuję się jeszcze lepiej. W aptece zostawiłam fortunę więc jestem jakieś dwa kilo lżejsza...

Granato najwyraźniej zaraziłam mnie wirtualnie i teraz będziemy umierać dwie XD

wtorek, 27 września 2011

antidotum

Zostawiłam bagaż na ulicy - taka wielką skórzaną walizkę, która ciążyła mi od paru lat. Nieśmiało obawiam się, że może jednak została tylko w poczekalni... I wróci wcale już nie proszona...
Tymczasem dobrze mi, lepiej niż było i lżej o kilka ciężkich ton.
To było jak policzek wymierzony z pełną premedytacją, jak kubeł lodowatej wody, jak kropla przelewająca czarę.
Jak lekarstwo, które pomaga natychmiast.

Mam wrażenie, że się wyleczyłam z choroby na którą lekarstwo nie istnieje. Powątpiewam w jego moc, mimo że czuję zbawienne skutki. Czas pokaże czy aby na pewno nie był to tombak...





I guess that I don't need that though
Now you're just somebody that I used to know

czwartek, 15 września 2011

co mi panie dasz?

Słowa przestały cokolwiek wyrażać...

Nie ma mnie tam, gdzie być powinnam. Nikomu nie pomogę.
Pytam...



środa, 14 września 2011

Dzwoniła do mnie Olga. Kim jest Olga? Dziewczyna Marcina - tą, z którą rozstał się jakiś czas temu.
Zapytała - "czym jest noc, którą z nim spędziłaś?". Niczym - powiedziałam.... Kłamałam...

Bronek 13 września, czyli wczoraj

Mój dziadek dziś umarł - właściwie wczoraj...
Czy mogę się rozpłakać?
Nie potrafię...
A przecież tak bardzo bym chciała.

sobota, 10 września 2011

nieuchwytnie w godzinach przedświtu

Dzień był fatalny, noc jeszcze gorsza... Doskwiera mi samotność - ale to nic, sama ją wybrałam. Bardziej boli, że to był mój własny wybór, moja decyzja... Jak mogłam zrezygnować z życia? Na rzecz spokoju, niczego więcej... Jest mi dobrze, nie płaczę, nie rozczulam się nad sobą, nie pragnę śmierci... Ale też nie jestem szczęśliwa.
Zyskałam, nie wolno mi zaprzeczyć. Łzy nie sączą się po policzkach, a ja nie przytulam się do ściany... Uwielbiam skrajne emocje - tymczasem tkwię w zawieszeniu, a przecież na nic nie czekam, niczego nie pragnę...

A jednak...

Bywały noce, po których pragnęłam się nie obudzić. Przeżyłam dni o których chcę zapomnieć. Prosiłam o pomoc, błagałam o radę... Jak mur stali przede mną ludzie - nieczuli i zimni. Tyle dni, miesięcy - czas, który w lata się zamieniał i który staje się ciągle...

Spotkałam ludzi wartych zapomnienia i tych, co w pamięci zostali. Nie zawsze kochałam ludzi - mimo, że dziś ich kocham... Potrzebuję przyjaciół, potrzebuje rodziny - o ile mam funkcjonować... Sama dla siebie nic nie jestem warta, na niczym mi nie zależy. Udowodniłam to -  nie tylko sobie, nie zamierzałam...
Pragnienie, którego nie spełnię - nigdy! Coś czego pragnę, a na co nie mam odwagi, na co mnie nie stać.

To moje miejsce, a nie mam odwagi pisać...

Dzień był ciężki, dni bywają trudne - a ja pragnę zasnąć... Bezsenne noce, przydługie popołudnia i poranki z kawą, której nie mam już z kim wypić.

Opuszczam się, opuszczam się w mniemaniu, że żyję. Złudzenia bywają złudne...

Nieuchwytnie w godzinach przedświtu - w samotności pragnę samotności.

piątek, 9 września 2011

Roztrzęsiona jakaś jestem - może to przez kawę? Sama nie wiem...
Możliwości i obawy nawiedzają mnie na zmianę... Smutno mi, jestem sama - i nawet nie mam się do kogo uśmiechnąć.

sobota, 3 września 2011

zwykły dzień, roztrzepany taki

Tak chodzi mi po głowie "napełnij szklankę mi, ostatni nalej raz"... I te noce z gitarami, i piwo na którym dzisiaj być nie mogę. I jakoś tęskno na tym wygnaniu i brak mi - tak mi bardzo brak mojego poznańskiego życia.
No ale narzekać mi nie wolno - mam czego chciałam i właściwie nie jest źle. Zadowolona jestem, zdecydowanie.
Doczesność nigdy nie była moją domeną i wiem, że rzadko jestem szczęśliwa.

Właściwie mam dziś dobry humor, bezpretensjonalny dzień... Złożyłam Kasi życzenia, byłam na dobrym obiedzie w dobrej restauracji, wypiłam piwo udając w pubie, że wcale mnie tam nie ma, obejrzałam fajny film i zapaliłam z Jessi na dobranoc. Rodzinne popołudnie i samotny wieczór - czyli w sam raz i bez przesady. Jutro emocjonujący wieczór - czyli "wujek" ma urodziny. Obiad w jakiejś restauracji, tańce i zabawa. Wcale nie chce mi się tam iść... Nie znam tych ludzi więc czemu mam z nimi świętować? Nie mam jednak wyboru, więc przed południem trzeba kupić prezent.

I jeszcze jedno - nie wspominałam o tym wcześniej. Znowu dzwonił Paul... Nie rozumiem jego zaciętości i tego, że mu się chce. Nie odebrałam - ostrzegałam, że nie będę odbierać - a on obiecał nie dzwonić. Tylko ja dotrzymuje obietnic...

No i podoba mi się, podoba i już! Wersja przeinaczona - nader oryginalna...






I to też jest fajne...






Na muzyczności mi się zebrało, inter-archeologia - tak wiele można odnaleźć, szukając czegoś zupełnie innego...

piątek, 2 września 2011

smile

"Dwuznaczność znaczeń..."  - podoba mi się, ich przesyt i niedorzeczność. Jak łatwo minąć się w mniemaniu, rozumieć słowa inaczej? Znaczeń bywa za wiele, nie wystarczy chcieć... Chcieć rozumieć siebie na wzajem, rozumieć innych - tych bliskich i dalekich.

A przede mną list, lis do napisania - który chce napisać... Nie wiem tylko od czego zacząć. Jak ubrać myśli w słowa? Jak nie otworzyć się za bardzo pozostając szczerą? Jak nie krzyczeć "kocham" dając to do zrozumienia...
Jak nastolatka - ciągle zakochana... W nicości i bycie, jak bywa tak jest - zgadzam się na wszystko... Tylko, że nie jestem dzieckiem - powinnam już zapomnieć! Powinnam żyć, a nie potrafię - tylko, że to już wcale nie chodzi o Niego... Nie chodzi już o nic - i tak naprawdę - nigdy nie chodziło.

W całym świecie, który zdążyłam poznać - tylko Tomek widział... Zapewne nie wszystko, ale przynajmniej dostrzegł rysę na moim uśmiechu.

czwartek, 1 września 2011

przypomniało mi się, nad ranem

Natchnęło mnie... Muszę coś napisać, muszę coś gdzieś wysłać... Tylko potrzebuję na to całej nocy. Tymczasem już świta - odłożę więc to na jutro, poczta przecież nie ucieknie - a i ja nabiorę większego natchnienia? I będę wiedziała co pisać i może nie będzie zbyt rzewnie?

Tymczasem dobranoc, a może dzień dobry? Wskazówki potykają się o siebie...