wtorek, 28 grudnia 2010

święta: ciąg dalszy

chyba mnie pogięło:
mam farmę
i hoduję roślinki
poza tym regularnie karmię krowę, kury i marzę o króliku

brat zaraził mnie chorobą internetową: o 20.00 muszę zebrać koniczynę




jak wrócę do Poznania to mam nadzieję, że mi przejdzie....

niedziela, 26 grudnia 2010

o świętach, po trochu

Wszystkiego najlepszego, Tym co obchodzą i Tym co nie obchodzą. Bo nastał czas świąt i jakoś tak ciepło jest mimo mrozu zimowego.


Święta skutecznie przeszkadzają w pisaniu. Czas rodzinny, pachnący, migoczący światełkami lampek. Dobrze mi w tym roku jak już dawno nie było... I nawet do Poznania nie śpieszno, Sylwester w zaciszu rodzinnego domu dobrze mi zrobi. Tęskniąc za spokojem i ciszą - doceniam je.
Postanowienie przednoworoczne: do pierwszego muszę schudnąć! Choć parę kilo... Przecież wyglądam jak słoń, ponownie... Zapomniałam się.

I już nie tęsknię, nie konam z bólu po stracie Ukochanego: budujące.

Nieskładnie mi jakoś, tysiąc wątków do oczu zagląda. Trochę świąt, On, moja figura, po głowie notatki krążą i prace zaliczeniowe, uczelnia o której pamiętać chwilowo nie chcę...

I jakoś tak: świątecznie.

sobota, 18 grudnia 2010

zaz

odkrycie wczorajszej nocy:



piątek, 17 grudnia 2010

o miłości, fragmencik

niecierpliwość czai się za rogiem
czas puka do drzwi
coraz mniej go czasem
zbyt długo nie otwieram

mecz wczorajszy wygraliśmy
I niech zwycięża Lech!
jakoś tak
bezpretensjonalnie

czas wziąć się do pracy
czekają na nas miliony
no cóż
zobaczymy

nie chce mi się myśleć
szaro za oknem
za szaro jak dziś
promieni mi trzeba
ciepłego Słońca
czekolada w Republice
i przeciągająca się samotność
nieskończoność
a tak
bo czemu nie?

komplementów mi trzeba
że indywidualistka
że wyjątkowa
pewna siebie
wiedząca czego chcę...
znam swoją wartość
i i tak się w tym gubię

mam za to piękną tapetę na pulpicie
dawno nic mi się tak nie podobało...
ta twarz
dobrze zrobione
można powiedzieć: artystycznie


natchnienia mi brakuje
ja już nikogo nie kocham
nie mam o kim śnić
smutne to się wydaje czasami

przypomniała mi się dziś moja jedyna randka:
zapracowana układałam rękawiczki w wystawowej szufladzie
On stanął w drzwiach trzymając bukiet róż przeznaczony dla mnie...
skąd wiedział, że mam urodziny?
do tej pory nie wiem
zabrał mnie do siebie
czekał tam obiad
pyszny
rozpływający się w ustach
tańczyliśmy cały wieczór rozkoszując się sobą
wyznał mi wtedy miłość
jakoś tak pokrętnie
bezosobowo
jak jest możliwe aby pokochać?
zakochany straciłem świadomość
znów zacząłem tęsknić
jestem szczęśliwy

Ty i tylko Ty
na zawsze




środa, 15 grudnia 2010

gey party

a z bardziej przyziemnych
ot takich tam prozaicznych przypadków
spędziłam przesympatyczny wieczór z trzema Panami
właściwie to całą noc błądziliśmy po poznańskich bezdrożach
w zaspie wylądowałam
Jarkowi się czasy Super Siódemki przypomniały
aż dziw, że zza pazuchy markera nie wyciągnął aby mnie naznaczyć
na pamiątkę nocy dostałam dwa kufle
minogowe
nie ładnie z naszej strony
no ale nie co dzień tak się zdarza
:)

pytanie

chcę a nie mogę
nie wolno mi
i co mam z tym zrobić?
jakieś rady?

wtorek, 14 grudnia 2010

świątecznie

błądziłam po zaśnieżonych uliczkach
zasypanych chodnikach
wśród świątecznych światełek i migoczących choinek
ludzie znów się uśmiechają
nadchodzą święta
jesteśmy sobie bliżsi nisz kiedykolwiek
biały puch i towarzyszące mu zimno rozgrzewa serca
gorąca czekolada pali język
zapach wanilii imbiru
cynamon
świątecznie
kolędowo



a w mojej głowie sny niepokorne
fantazje niespełnione
warszawa
hotel
czerwona sukienka
i taki Pan, co Jego imię nie może zaistnieć
nie w mojej głowie

potem kobieta
pyta mnie czemu
i co się z Nim dzieje
gdzie Jego myśli
gdzie czułe słowa
czemu Go nie ma chociaż jest przy niej

co mam powiedzieć?
praca - dlatego
tyle się dzieje
jest zbyt zmęczony

pytanie do mnie:
zakochana?
oczy jak iskry
i uśmiech na twarzy
przewrotny
wyrażający niewypowiedziane słowa
odpowiedź prosta:
jestem

telefon: Marcin: pomóż
zakochałam się
Jego kobieta musi wiedzieć, że kogoś mam
jedyna osoba na którą mogę patrzeć z uwielbieniem siedzi ze mną przy stoliku
sączymy kawę

kolacja
czerwona sukienka
i znów tyle niewypowiedzianych słów


nie jestem zakochana
ale dziś się tak czuje
tak serce jakoś szybciej uderza
może wczorajsze wspomnienia?
może myśli sprzed lat wracają niepostrzeżenie
a może po prostu ten śnieg, który tak sobie upodobałam

kilka lat temu
gdy jeszcze głową o stół uderzałam
dziadek zaprzęgał Dianę
i na sankach robiliśmy wyścigi
pod lasem iglastym lepiliśmy bałwany
w zaspach szukaliśmy grzybów
czerwone poliki
zaśnieżone kurtki
i śmiech rozbrzmiewający w przestworzach
a babcia czekała
z obiadem pachnącym
z herbatą
słodką od miodu
tęsknię...

choinka
babcia z mamą w kuchni gotują kolację
ja z dziadkiem w pokoju
choinka
i lampki
i gwiazda
ogromna, złota
cukierki
ubrana tak ciężka
pachnąca świerkiem
jak dawno
jak z bajki
wieczorem prezenty
usiedzieć nie mogłam
kusiły
nęciły
paczki kolorowe wstążkami wiązane
smakołyki na stole
same pyszności
czerwony barszcz
chrupiąca ryba
grzyby
śledzie
makowiec maminy
zawijany
normalny
tony pomarańczy
rodzynki

chyba marzeniom ulegam
wspominając mary

cieszę się jak dziecko
cieszę się zawsze czekając na Gwiazdkę

dziś w Poznaniu
sama ze sobą się męczę



poniedziałek, 13 grudnia 2010

śnieżyca

bajkowo za oknem
znów pada biały, puszysty śnieg
a mi się marzy kolacja
wino i świece
takie czerwone

jak lubię
jak kiedyś

poszłabym na spacer
pobłądziła po Cytadeli szukając zasypanych ścieżek
w zaspach nurkując patrzyłabym w gwiazdy
podziwiając niebo

a może Malta?
jedno kółeczko
tak dookoła
i przygody na lodzie
wypatrywanie zmarłych...
właściwie topielców
pół drogi śmialiśmy się z naszej paniki
z tego przerażenia:
i co teraz zrobić?
a to pachołek
ni czlowiek
a myśmy przekonani,że ktoś się topi...

noc uruchamia wyobraźnie
mrok wyostrza rysy
tak łatwo domalować rzeczywistość

lżej mi dzisiaj
odrobinę
mam gdzie się schować
za czym ukryć
nic więcej mi nie trzeba

i jeszcze jedno: piwo w miłym toważystwie
tak brak mi toważysza
słowa rozbijają się o ściany
słowa, których nikt nie słucha
nawet nie wiem już co powiedzieć
zapomniałam mowy
zostało spojrzenie
ono nic nie wyraża
przynajmniej bardzo tego bym chciała...
jedno jest pewne:
nikt już na mnie nie patrzy
nie mam się więc czego bać

a tak usiąść w mrocznej knajpie
przy dźwiękach cichej muzyki
tak abym mogła Cię słyszeć
opowiadaj mi bajki
długie i ciemne
niech kończą się łzą płynąca nieśmiało po policzku
a ja zawstydzona spróbuję zetrzeć ją niepostrzeżenie
udaj, że nie widzisz
nie każ mi mówić

właściwie topię się nie wołając o pomoc
właściwie żyje nie potrafiąc żyć
i nic mi nie pozostało

bylo tyle możliwości
alternatywa goniła alternatywę
dziś nie ma już nic
tylko śnieg
delikatny puch
zawirowanie spada z nieba

niedziela, 12 grudnia 2010

takie tam... bajanie (czyli, że co to jest niebo)

a teraz moje i o mnie jedynie
uczę się zdobywając wiedzę
niezbędne to do przetrwania w rzeczywistości studenckiej

i szukam wiatru
i łapię wspomnienia
tak wiele ich już umknęło
przestałam rozmawiać z ludźmi
jakbym ich nie potrzebowała
potrzebuję
brak mi bliskich
tych, którym można ufać
czemu już nikt mnie nie rozumie?
właściwie, czy kiedykolwiek rozumiał?
uśmiechem zdobywałam świat
urodą - mężczyzn
wyzwolona i nieuchwytna
teraz tak łatwo mnie mieć

mogłabym zasnąć i śnić w marzeniach
skąpana promieniami słońca
o cichym poranku zrywać się z łóżka
zaparzyć kawę
a ty byś ją sączył z maleńkiej filiżanki
ukradkiem spoglądając w moje oczy
spacer na rynku i dźwięk kolędy
śnieg
tak dużo dużo śniegu
zmęczeni, roześmiani
upojeni sobą
wracamy
zasypiasz w moich ramionach
a ja Cię tulę
odganiam złe mary
i szepczę kocham
i jesteś tak blisko, że bliżej nie można
i tak codziennie

tak wygląda niebo

dla Tomasza, kolegi

coś dla Tomka/ o Tomku
  http://takie-jakie-fanaberie.blogspot.com

nie napisałam wszystkiego, co napisać powinnam - nie starczyło czasu

:*

wszystkiego najlepszego z okazji urodzin...

czwartek, 9 grudnia 2010

po ciemku (w ciemności)

inna mnie otacza przestrzeń, niż bym sobie życzyła
i wszystko jakieś bezbarwne
kolorami mieni się po ciemku 
zamykam oczy 
tonę w nieświadomości
zatracając siebie
mijam ludzi - tych bezimiennych
nieznaczących nic
ktoś krzyczy w oddali
szepta moje imię
nie widzę
w ciemności, po omacku

już nie szukam drogi
sama, niechciana maluje się w pastelach
ktoś zalał obrazek
czarna plama niepamięci
ulatują szczególy
nieprzypomniane 
zlewają się w przeszłość
a czas mija
czemu wskazówki nie chodzą do tyłu?
czemu zegar nie stoi?

nie potrafię pływać

piątek, 3 grudnia 2010

zapukaj do moich drzwi
krzyknij: jestem
bądź - a będę szczęśliwa

krople krwi spływają po policzkach
gorzko gorzko
a nikt się nie całuje

czy mogę się zabić?
czy muszę jeszcze poczekać?
powiedz proszę jak długo...

a w głowie się kręci kręci
i kręcą się kwiaty na sukience czerwonej
i te łzy
tak słono

spadł śnieg
wspomnienia wracają...
niczym ptaki
śpiewają

boski ogród
wieczny maj
On jest pierwszy
ona naj

a ja nie czując nic tonę w rozpaczy
jak można być aż tak zimnym?
nienawidzę siebie i pustki, która nie chce zniknąć

ja już nawet nie tęsknię

na szybko spisana myśl

grudniowo
Poznań zasypany
a ja w śniegu po kolana Luboń dziś zwiedzałam:
więcej to się nie powtórzy

korytarz huczy imprezowo
krzyczą tańczą i walą w bębny
(a może ściany niszczą?)

kakao na mnie czeka
może uda mi się gdzieś schować bezpiecznie?
tak aby nikt mnie nie widział...

środa, 24 listopada 2010

domowo jutro mi będzie

samotnie tu czasem ale wieczór towarzyski: Paulina była
a miałam się uczyć...
miałam nockę na naukę przeznaczyć...
tymczasem padam z nóg i myślę już o cieple poduszki, miękkości kołdry...

pobudka wczesna zaplanowana
niespodziankowo będzie
a co!
mi też czasem wolno

i tęskni mi się
trzy tygodnie mnie nie było

piątek, 19 listopada 2010

4 1 3 się bawi: po mojemu (nadzieja umarła)

pokój wypełniony życiem
stawił się Kuba
Mariusz
Tomek
Paulina była
trójca mi nie znana panien wszelakich
- one milczące były

a my w natchnieniu
gdzieś między słowami o życiu wspominaliśmy
zastanawiając się w czym jest sens
i na czym umieranie polega

tematy tak bliskie...

i mój sekret się wydał
ale wcześniej to było:
Paulina naiwnie o przeszłości wspomniała
przeszłośc moja była
ta której wspominac nie chcę
o której nie każdy powinien wiedziec

teraz sama w czterech ścianach samotnością się delektuję
z tym, że ostatnio jej nie chcę

niech ktoś mnie zabije albo nauczy życia
Tomek obiecał...
ale słowa tak kruche
nikt już dzisiaj słów nie pamięta

wyrwana z przeszłości
zmuszona aby życ dzisiaj
jakoś odnaleźc się tu nie umiem
naiwnie wierzę we wszystko
bo przecież nie kłamię...

czasem milczę
bo po co mówic?
nikt mnie nie słucha

czekam
może niemożliwe mnie dotknie
otoczy w objęciach
może zapomnę?

zapomnę kim jestem
i kim byc nie mogę?

nawet nie wiem kim zostac bym chciała
właściwie nic nie wiem
myśląc, że wiem już wszystko...

pijackie wyznania
przy winie i z wódką
ale wódka nie dzisiaj

z Człowiekiem
nie jedna...

go mi dziś tu brakowało
jak i wielu innych
(a byc tu powinni)

kieliszki stracone

w samotności pragnę samotności
nic się nie zmienia

pamiętniki znają mnie starą
z lat młodzieńczych, które tak odległe się wydają

twierdzę, że nie mam uczuc
a nadal czekam
los nie nadchodzi

zraniona szeptem
otruta dotykiem

dotykiem obcym
tym, którego nie chcę
a który tak podnieca

ciało w płomieniach
a dusza gaśnie
z każdym wspomnieniem

i oby zginął
poczuł jak smakuje rozpacz
znając ciepło mojej dłoni

nikt już nie czuje
nie tak jak trzeba
nie tak jak chciałabym w samouwielbieniu nieskończonym

a Marcin?
przygasł w wspomnieniach
i znów pół roku
bez Jego głosu
i bez nadziei
przyzwyczajenia

spotkani w biegu
między tramwajami
kochaliśmy siebie
On mnie, ja Jego
niedoczekanie
maleństwo w drodze
niewinna istota
która zawsze błędem będzie

zrodziłam się z miłości
miłośc umarła
jestem wspomnieniem

wtorek, 9 listopada 2010



a tak jakoś szantowo...
bo smak tych ust mi się śni...
leniwie...

poniedziałek, 8 listopada 2010

czerwono, 333 pachnie, a tyle w tym nowości

z pietra na piętro
czyli powrót do korzeni: czwarte, akademikowo

pokojowi brak duszy, ale i ją nabędzie

rozkładam się, roznoszę, przyzwyczajam
wspomnieniowo tu jakoś
333 pachnie

a o tym jeszcze nie było...
333 to pierwsze miejsce w przybytku studenckim, w którym udało mi się zamieszkać
mieszkałam tam krótko, gdzieś między poznaniem a wyprowadzką
tak wiele razy już stąd uciekałam, zawsze wracam

jest prawie tak pusty, jak wcześniej był
jest tak smutny, jak ja nieustannie
chyba się w nim zakocham...

najważniejsze: jest mój, choć jest tu też Johnny

o Nim też jeszcze nie wspominałam:
przygoda, jedna z kolejnych, jedna z tych wielu, na które mogę przystać

a pokój? surowy, choć ciepły
zimno z niego bije
to, które uwielbiam
to, którego pragnę...

ciepłe jest światło
czerwienią spowija ściany

i Historyk mapy zawiesił (i jak może być mi inaczej?)


a teraz inaczej: działalność studencką zaczynam, bo uczyć się muszę
i mądre książki już chcę czytać
i czuć tą cholerną satysfakcję, kiedy znowu coś osiągam
kiedy jestem najlepsza

filozoficznie mi będzie
i reso skończę być może
(i zrozumiem sens wszystkiego, do czego naiwnie dążę)

oby, oby choć raz (od tak dawna już przecież)
oby mi się chciało

manifest

oszalałam, cofam czas
do nieskończoności

piątek, 5 listopada 2010

o śmierci trzy słowa

chmurno-wietrznie w mojej głowie
i ciągle pada deszcz

dla odmiany dziś tutaj, bo ten post jest jak kiedyś

nie chce już tylko spać, nie chce już żyć
i nie potrafię zmusić siebie do czegokolwiek...
bo tak już czasem jest
esencja smutku
nie potrafię myśleć, nie potrafię czuć
zabrakło mi serca

ile smutku może być w jednym człowieku?
zbyt wiele jego we mnie
mam dość
nienawidzę siebie
i jeszcze kilka innych nudnych zdań przychodzi mi do głowy...

i tylko jedno marzenie, wymarzone już lata temu:
zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić

może nawet zacznę się modlić
choć to też nie pomaga

szalona ponad miarę łamię granice
niezrównoważona przebiłam mur
ale co z tego, że mogę mieć wszystko, skoro nie tego, kogo chcę?
bezsensu jest kolej losu i ten wieczny uśmiech na twarzy, który nie znaczy nic
bo on nigdy nic nie znaczył
smutna gra pozorów

czasem bywam żałosna

środa, 21 kwietnia 2010

wyniki 1:0 (przegrałam)

Po przeprowadzeniu długiej, obficie zakrapianej łzami rozmowy doszliśmy do niekoniecznie konstruktywnych wniosków. Łzy roniłam nad bezsensem związku w który się niefortunnie, z pełną premedytacją wplątaliśmy - bo przecież On mnie nie kocha i ja Jego nie wielbię... I co zrobic z komplikacją tak niepożądaną i niespodziewaną jednocześnie? Właściwie najrosądniej byłoby się rozstac - czas marnując na siebie bezsensownie pretensje sprowokowac możemy i niechęc wzajemną w sercach zasiac. 
Tymczasem gdzieś tam głęboko, w jakiejś zagubionej cząsteczce mojego serca, tli się nieśmiała nadzieja, że jednak czas zbliży nas do siebie na tyle by odważnie móc powiedziec "kocham". Dalekie to plany i marzenia - kruche niczym szkło, porcelana... Mimo wszystko - w młodocianej naiwności myślami biegnącej do bajek w dzieciństwie czytanych - czekac będę na zakończenie szczęśliwe, radosne, baśniowe...

Słowami tak błądząc między uczuciami nienazwanymi spróbujemy - nie udacznie może trochę, ślamazarnie i po omacku - poznawac siebie... Czas pokaże czy kochac można w nieklasycznej kolejności, w chaosie jakimś takim nieogarnialnym. Moje życie wielkim bałaganem jest od zarania czasów - czy tylko Piotrek sobie z tym poradzi niewzruszony?


A z innych bajek mniej lub bardziej istotnych?
* Definitywnie i ostatecznie, po przemyśleniach długich i wyczerpujących, z drzewkiem decyzyjnym w zeszycie rozpisanym - postanowiłam zaniechac studiów filozoficznym. Zbyt wyczerpujące to to może nie jest - jednak moja postawa i zacięcie wyczerpały się zbyt dawno by próbowac jeszcze coś naprawiac.
* Czesiu mój kochany śmieje się i raduje - co i mnie cieszy niezmiernie. Zazdrościc tylko można tego światła, które tak niedawno się w Niej narodziło.
* Postanowiłam wziąśc się za siebie, poskładac, posklejac - co tylko jeszcze do siebie pasuje. A nuż stara Agnieszka wróci rozsiewając zamęt dookoła? 
* A jutro do domku jadę! Do mamy i taty i braciszka kochanego!!! I Paulinka ze mną się wybiera, i mamę do matury będziemy szykowac!

Na tyle już chyba. Starczy nonsensów tych moich nieporadnych. Dobranoc i ptaszkowych snów życzę (takich z kolorowymi piórkami!!!!).                               ;) ;)

niedziela, 18 kwietnia 2010

"miłowania głodni jak wilcy"

Czasami życie bywa tak przewrotne - żyjesz, trwasz i nieustannie brniesz przed siebie - jest Ci z tym dobrze. Nagle - nie wiadomo kiedy i dlaczego - poznajesz kogoś i zakochujesz się. Miłość jest niczym wulkan, wybucha nieoczekiwanie, nieokiełznany, niemożliwy do opanowania. Ty tracisz zmysły i instynkt samozachowawczy, który pozwala uniknąć cierpienia - coraz głebiej zanurzasz się w ocean uczuć przysłaniający rozsądek, ambicje, rzeczywistość. I tak we dwoje, ramie w ramie idziecie razem wpatrzeni w swoje oczy i niezmierzoną przestrzeń rozciągającą się przed Wami. Życie tak intensywne, kolory jaśniejsze niż kiedykolwiek i ten wewnętrzny blask rozsiewany wszędzie gdzie staną Wasze stopy... I juz wiecie, że tak będzie zawsze, że tylko Wy i nikt więcej.

Jednak bajka trwa krótko - zawsze zbyt szybko dobiega swego końca - i nie ważnym jest czy to był rok, dwa, czy tylko kilka miesięcy. Powódź zalewa wszystko i wszystko gaśnie - jednak nie do końca. On odchodzi - Ona zostaje sama. Ona umiera - On trwa. Czasem odwrotnie. Serce napełnia się goryczą a młodość odchodzi. Już nie potrafisz się zakochać, nie chcesz więcej ufać. Żyjesz. 

Później, gdy przetrawisz już smutek i żal, gdy ponownie zaczniesz chcieć - otwierasz się czekając na nowe uczucie. Lecz ono nie nadchodzi... Wkładasz w to tyle siły i energii - ale to niczego nie zmienia. Teraz jest Ktoś Nowy, Inny, Wyjątkowy - jednak nie jest to On, to już nie Ona. Teraz razem idziecie przez życie nie potrafiąc siebie pokochać, nie umiejąc poświęcić się bezgranicznie, zapomnieć o sobie samym. Nie jest to przyjaźni, miłość nie będzie... A może? Pytanie bez odpowiedzi - to, którego się nie zadaje. Patrząc na siebie w duszy zastanawiacie się dlaczego? skąd ten dystans? skąd zimno tak przeszywające i bolesne? Przecież tak bardzo chcesz aby Cię kochał, tak pragniesz aby to była Ona. 

Ile trzeba wycierpieć aby przestać czuć?

M. zabrał mi moja młodość - choć może sama ją oddałam? Przy nikim i nigdy nie byłam szczęśliwa niczym ptak niezatrzymany, niczym nieograniczony, wolny. Miłość wyrywająca się z serca, z ust, z dłoni i te Jego oczy przeszywające mnie całą... 

A Piotruś? Tak uśmiechnięty, tak dobry - a jednak tak smutny. Zobaczyłam to wczoraj - poczułam jak mnie odpycha, jak nie chce abym była blisko. Próbowałam wynagrodzić Mu nieobecność nad którą nie potrafię zapanować, smutek który był, jest i będzie. A przecież tak bardzo chciałabym aby był szczęśliwy, aby cieszył się moim spojrzeniem i umierał z tęsknoty mnie nie widząc. Wiele bym Mu oddała - ale nie wiem czy wszystko. Podobno potrzebny jest czas, cierpliwość, zaufanie - podobno miłość nie jest eksplozją, która cichnie a wspólnym czasem, zmaganiem i nadzieją. Zbyt głupia, za młoda, naiwna aby rozsądzać tak ważne sprawy, aby podejmować decyzje, których skutków nie potrafię przewidzieć. A jednak podjęłam decyzję, wybrałam i wybór był dobry. Nie zmieniłabym go - zbyt szczęśliwa jestem w ramionach Chłopaka, którego przyrównać można do Słońca. Tak ciepły, tak dobry, uczciwy...

Tylko ja w tym wszystkim jakby nieobecna - czarne myśli panują nad moim umysłem i duszą, nieogarnięte, niewytłumaczalne... Przypływy i odpływy - różnie to ze mną jest. A jednak jestem szczęśliwa - choć może nie potrafię tego okazać, wyrazić tak jak wyrażone być powinno. Czekam.

piątek, 9 kwietnia 2010

ciut, troszeczku - na szybcika

Obiecałam zaglądać częściej, tymczasem w natłoku zajęć, których nawet nie potrafię sprecyzować ponownie zaniedbałam rozpisy, wpisy i opowiastki. Humor dobry i samozadowolenie rozpiera mnie dnia dzisiejszego - wiadomość o przyznaniu stypendium (czyli o pieniądzach, których się nie spodziewałam) zdecydowanie zmienia nastawienie do życia.
Wróciłam właśnie od lekarza, który zapisał mi nowe cukierki na poprawę humoru i opanowanie niespokojnych myśli.

Marzy mi się powrót do domu... Tym razem było mi tak dobrze jak jeszcze chyba nigdy. Spełniło się moje marzenie - święta u boku mojego wspaniałego mężczyzny, dla którego powoli tracę głowę. Piotruś przyjechał w Niedzielę Wielkanocną ze względu na wesele Marleny, gdzie był moim towarzyszem. Tańczyliśmy całą noc zachwyceni sobą, wpatrzeni w swoje oczy... Wesele weselem, ale nam dobrze było... I te spacery i te pieszczoty i wszystko jakieś takie magią spowite.

środa, 24 marca 2010

wagary...

Zamiast iść dziś na zajęcia spędziłam fantastyczny dzień w towarzystwie mojej Paulinki! Kilka zdjęć z naszej "wyprawy". ((((Przepraszam za nijaką jakość, ale telefonem lepiej się nie da.....      :(        ))))

imprezowo...

Wiosennie, słonecznie, pogodnie i kolorowo. Wiosna zawitała do Poznania w pełnej krasie olśniewając świeżością po długiej, śnieżnej zimie. Tymczasem ja biegnąc nieustannie przed siebie nie mam czasu tu zaglądać... A przecież tyle się dzieje, tyle zmienia! Trudno przytoczyć wszystkie zdarzenia, uczucia i sytuacje, które miały miejsce w ciągu ostatnich kilku tygodni. Jednak odczuwam silne postanowienie poprawy i - w miarę moich możliwości - zacznę zaglądać tu częściej i sprawniej publikować notki z "życia szalonej aneszki" ;)

Najwięcej ciekawostek przyniósł ostatni weekend - pierwszy (malutki jeszcze) konflikt z Piotrusiem - zdecydowanie z mojej - mimo, że nie zamierzonej - winy. Niby nic drastycznego - a jednak informacja "Kochanie wychodzimy" po dziesięciu godzinach pracy nie specjalnie przypadła Mu do gustu. Niestety, dla dobra wyższego, z którego mój Pracuś nie zdaje sobie sprawy, musiałam postawić Go przed faktem dokonanym. Oczywiście mógł też odmówić...
Żyjąc w akademiku w tzw. "komunie" (która swoją drogą nie obowiązuje już od dawna), należy podporządkować się pewnym zasadą. Skoro więc organizuje się imprezę na której "wszyscy mają się stawić" - to nie oznacza to nic innego, jak "wszyscy mają się stawić". Nie istnieje dowolna interpretacja czy przyczyny usprawiedliwiające. Zauważyć należy, że Piotrek jeszcze nigdy nigdzie z nami nie był. Nie nalegam, nie naciskam - czas należący do Nas wolę spędzić tylko w Jego towarzystwie - bez żenujących żartów Przemka i dociekliwych pytań Sławka. Jednak od czasu do czasu, z niezbyt wielką częstotliwością, chciałabym aby jednak w tym życiu był. Łatwiej zrozumiałby moje problemy, zmartwienia i smutki oraz zrozumiałym byłoby większe zainteresowanie innymi niż samą sobą, które zazwyczaj przejawiam.
Inną sprawą jest, że Pan M. nigdy tu nie wpadał, nigdy nie przychodził. Do mnie i owszem - ale tylko jak byłam sama. Moi znajomi, przyjaciele i sąsiedzi wydawali mu się za młodzi i smarkaci, nie wspominając już o ich niedojrzałości. O czym On mógłby z nimi rozmawiać? Jak napić się z dziećmi, które Go nie rozumieją? (Wspominałam, że od nich wszystkich i tak byłam młodsza?) Nie potrzebuje powrotu do historii - a mężczyzna z którym się spotykam powinien uczestniczyć w moim życiu i na tym polu już nie ustąpię.
Impreza mimo wszystko się nam podobała... Chłopaki zrobili ognisko i żartów było dużo i śmiechów - a my bezczelnie tuliliśmy się do siebie, co rzadko nam się zdarza przy okazji wyjść publicznych. Obiecałam, że więcej w takiej sytuacji Go nie postawię (a obietnicy dotrzymam!), natomiast On więcej czasu spróbuje spędzać w moim szalonym domu "studenckim".

Sobota pracowita była - z samego rana zerwaliśmy się ambitnie aby Małysza skoki obejrzeć jako przykładni patryjoci. Następnie spacer w kroplach pierwszego ciepłego deszczu z psiakiem, który na sam widok smyczy wyje z radości i krzyki i zabawy i wyścigi parkowe. Potem jako świadek moc obowiązków musiałam wypełnić będąc odpowiedzialną za wieczór panieński, który myślę, że był udany. Wszyscy zadowoleni wyszli bo i popiliśmy i tańczyliśmy i cała sesja fotograficzna powstała. Moja rola troszku przechlapana bo początkowo za kelnerkę robiłam i tylko nowe kufle z piwem z baru donosiłam pilnując międzyczasie czy aby na pewno każdy ma z kim porozmawiać i osamotniony nie siedzi. Na dowód "zabawy udanej" kilka zdjęć :)


Mam nadzieję, że tyle starczy - pozostałe zostały niestety ocenzurowane. I dla jasności: Panną Młodą jest dziewoja, która na pierwszym zdjęciu wtula się w obu nieprzeciętnie przystojnych panów (w długich ciemnych włosach i popielatej bluzeczce!).

Na dziś to tyle... Cześ wrócił :)

sobota, 6 marca 2010

cytadela - czyli spacerowo (i zdjęć kilka)

W związku z tym, iż wczorajszy dzień przespałam - dziś miałam się ambitnie uczyć. Niestety - jak to w studenckim życiu bywa - nic nie sprzyjało mojemu założeniu. Słońce beszczelnie wpadło do mojego małego pokoiku i nie pozwoliło mi zanurzyć się w mądrych książkach i notatkach. Biorąc mnie pod rękę poprowadziło na długi i wyczerpujący spacer. Kilka starych kamienic, ścieżki zapomniane i dawno nie odwiedzane i oczywiście poznańska Cytadela! Ile tam ludzi cierpiliwie podążających za czworonożnymi przyjaciółmi. Mimo mrozu nawet dzieci na horyzoncie się pojawiły. I tyle uśmiechu i tyle radości z tego Słońca płynie. Tylko ja gdzieś samotnie podążałam bacznie obserwując te parkowe cuda i sobotnie wynużenia ze smutnych pustych ścian na łono pięknej, budzącej sie do życia natury.

Tak - wiosna się zbliża i czuć to w każdym podmuchu wiatru, każdym promyku i nawet nienarodzone liście już o tym krzyczą. Nieśmiało jeszcze i może nie pewnie - ale miasto ożywa. I juz nie dom, nie szkoła - a parki i deptaki zaczynają się tłoczyć i przepychać między sobą.

Pozbawiona sprzętu, odważnie pozwoliłam sobie uwiecznić tych kilka promieni, które ogrzały moją twarz. Jakość może nijaka i ujęcia nieciekawe - ale cuż zrobić gdy aparat rodzicielą się porzyczyło?

czwartek, 4 marca 2010

list do Ciebie

Kochany

Nie wiem nawet czy czytasz te moje naiwne spowiedzi z myśli ukrytych i nieznanych. Jeśli zaglądasz tu choć czasem - ze zwykłej ciekawości co znów nabazgrałam - przeczytaj dokładnie bo właśnie do Ciebie dziś piszę.

Jak wiesz, w moim życiu wiele się zmieniło - jak strumień górski wszystko niezatrzymane gna do przodu, a moje wnętrze ulega przeobrażeniu niczym poczwarka. Mimo tego nadal tu jesteś i wciąż pamiętam...Tymczasem jestem, ale nie trwam już bezczynnie - zmierzam przed siebie nie zaglądając w mroki przeszłości. Właściwie jestem szczęśliwa i uśmiecham się spoglądając w przyszłość.

Ale to Ty jesteś moją przeszłością i przyszłością o której marzyłam. Twój czas wciąż nie minął - mimo, że zmierza ku swemu kresowi... Tylko Ty możesz to zmienić, kształtując nową przyszłość, której jeszcze nie znamy. Jestem na granicy - między mną, Tobą a Nim. To dla Ciebie straciłam głowę i pokochałam ponad wszystko co jest, było i będzie. Dziś budzi się w moim sercu, w mojej głowie i duszy Inny i czuję, że mogę Go pokochać. Czekam na każdą chwilę w Jego ramionach i dostrzegam blask Jego oczu wpatrzonych we mnie. Ale to Ty tak na mnie patrzyłeś, tylko Ty tak dotykałeś i całowałeś moje usta. To w Twoich ramionach zaznałam Nieba i wciąż w nich czuję się bezpiecznie. Bo nikt tak nie kocha...

Nie wiem, czy jest to moje pożegnanie czy prośba o litość. Chyba chcę Ci powiedzieć, że się zakochałam nadal kochając Ciebie... Bo można kochać inaczej - kochając pożądać, kochając kochać... I tylko Ty o tym wiesz doskonale - prawda?

Zastanów sie jeszcze, co było między nami i czy jakakolwiek iskra jeszcze istnieje. Bo ja nie wiem już czy warto i walczyć nie bedę.

A.

środa, 3 marca 2010

wylewy, roztopy i przejaśnienia

Wiele się dzieje ostatnimi czasy - zbyt dużo może tego na moją malutką główkę? Minuty gonią się wzajemnie nie pozwalając na chwilę wytchnienia - a tymczasem ja nabieram ochoty i chęci do życia. Piotruś daje mi wytchnienie i uśmiech - tak wiele radości się kryje w tym chłopaku. Energia nieskończona i wręcz zaraźliwa - zresztą - związek mi służy, myśli nie kołatają się wśród wspomnień poszukując dróg zapomnienia... Spacery, kolacje, rozmowy - i te długie, zimne noce w jego ramionach. Wszystko jakby chciało się układać, kolejne elementy pasują do siebie scalając się w jakąś skomplikowaną jeszcze całość. I On chyba też jest szczęśliwy - umiarkowanie, ostrożnie jeszcze, aby nie popaść w skrajność niechcianą. Powoli, krok za krokiem poznajemy siebie - i może właśnie to jest "zdrowe". Rozsądek jeszcze nigdy mi nie zaszkodził. Budzą się we mnie uczucia nowe, właściwie zapomniane już dawno - taka naiwna radość i zadowolenie z malutkich sukcesów, które gdzieś pomiędzy świtem a zmierzchem osiągam. Zaczynają cieszyć mnie drobiazgi - promienie słońca w szybach zrujnowanych kamienic, w roztopowych kałużach rozlewających się na poznańskich ulicach. I ci wszyscy ludzie biegnący nieustannie ze sprawunkami - byle coś załatwić i wrócić już do domu. 

Przyjemne jest uczucie ciepła na moich policzkach i świadomość, że Ktoś czeka na spotkanie ze mną. Te pocałunki - czasem tak nieśmiałe a raz po raz namiętne, gorące do szpiku kości... I uśmiech na Jego twarzy gdy widzi mnie roześmianą, gdy budząc się rano spotyka mój zamyślony wzrok utkwiony w Jego twarzy... Jak już mówiłam - wszystko zaczyna się zmieniać - uczucia tak długo targające moją duszą schowałam do szafy, do pudełeczka do którego wole jeszcze nie zaglądać. Poczekam, nie wiem jak długo jeszcze, ale zmierzę się w przyszłości z moimi demonami - mając nadzieję, że tym razem je pokonam. 

A z bardziej przyziemnych drobnostek? Wspaniały weekend - urodziny Piotrka świętowaliśmy w Wesołym R. z całą zgraja Jego przyjaciół, niedzielny wieczór szalona zabawa na koncercie (KSU!!!) i spacery i kolacje i nawet śniadanie dostałam....A teraz słońce zagląda mi do pokoju z zapytaniem czy na spacer nie pójdę. Miłego popołudnia!

wtorek, 16 lutego 2010

wynurzenia dnia dzisiejszego

Dzień wesoły, szalony, pracowity... Pół dnia byłam na zajęciach, potem piwo z ludźmi z grupy i jakoś tak wesoło było i żartów dużo i śmiechów takich jakiś różnorodnych... Z tym tylko, że dzień wczorajszy zbyt wieloma łzami skropiony i snów koszmarnych zbyt wiele było... Choć ja w tej złudnej i niesamowitej krainie sennej pozostać bym mogła z Tym jednym, co Go tak kochałam podobno... I nowej rzeczy się dziś o sobie dowiedziałam - od przyjaciela Pana takiego o którym tak wiele w tym blogu... że ja niby Jego [byłam, jestem i pozostanę (czemu tylko On tak nie myśli...)]!!!

A tak poza tym? Właściwie nic ciekawego... Głębsze wynurzenia nie w tym czasie, nie w tym miejscu...

Teraz z Paulinką i Sławkiem sobie siedzę po obfitej kolacji i z uśmiechem na twarzy. I tyle już na dzisiaj chyba starczy bo więcej pisać mi się nie chce... I tak nikt przecież tego nie czyta. I dobrze - moje jest to wszystko!

piątek, 12 lutego 2010

pusty pokój

Szalony tydzień chyli się ku upadkowi, a mnie ponownie doganiają chmurne myśli skropione łzami i jakimś takim niedookreślonym smutkiem. Zawsze można szukać winy gdzieś między jedną a drugą bezsenną nocą i mężczyzną, który zachowując niewymowne milczenie przywołuje wspomnienia, które nie mogą być zapomniane. Zbyt wiele tych wspomnien kłębi się w pustym pokoju pozbawionym pożadanej obecności mojego Czesia. Jakoś nijak mi bez tej dziewczyny, dzięki której wciąż utrzymuję kontakt z rzeczywistością zbędną mi od jakiegoś czasu...

Marudzić zaczynam i żale chciałabym wylać - tylko jakoś tak nie wiem od czego zacząć. Może innym razem więcej natchnienia i weny się we mnie odnajdzie i da upust wszystkiemu, co z siebie chciałabym już wyrzucić.

Strach mnie przejmuje na myśl o milczącym telefonie i pustym pokoju, w którym sama sobie pozostawiona zostałam. Sama owszem być lubię - ale może gdy spieszę się niezmiernie i zmierzam do celu, po którym już następna sprawa mnie goni. Dziś mam ochotę wtulić się w Jego ramiona i zasnąć wsłuchana w równy z lekka świszczący oddech astmatyka...........................................................
Choć może i niekoniecznie... Lecz nikt Inny tak nie tuli.

wtorek, 26 stycznia 2010

rozerwana na strzępy

Siedząc na schodach akademickiego przytułku zaciągam się dymem wolno płonącego papierosa... Przeszywają mnie dreszcze zimna i podniecenia - nieustannie czekam na każdą nadchodzącą mnutę... Niecierpliwie roztargniona śnię o ukrytych w przyszłości nocach w Jego ramionach. Tymczasem szara, smutna rzeczywistość naszej studenckiej komuny. Gdzieś między świtem a południem dnia wczorajszego dzwonił Ten o którego telefon modliłam się miesiącami wypłakując w poduszkę łzy goryczy i tęsknoty. Tymczasem On martwiąc się o mnie wybiera momęt najmniej odpowiedni, właściwy, porządany. W czasie wcześniejszym łapałabym każdy gest, uśmiech, spojrzenie - nadzieję tak kruchą i ulotną - dziś czekam na Piotra w nadzieji na pogodną przyszłość. 

czwartek, 21 stycznia 2010

sinusojda "samo-uczuciowa" i Inny wyznaczajacy nowe ścieżki

Zaburzona dwubiegunowo od kilku dni przenoszę góry, świat leży u moich stóp i przejełam kontrolę nad osobowością poranioną, zrezygnowaną i przejawiającą silne skłonności samodestrukcyjne. Jak wiele może się zmienić w przeciongu zaledwie kilku dni... Zachwycona zapachem akademickiego powietrza martwię się teraz o kogoś tak wyjątkowego jak Kamień Filozofów - niedoścignione marzenie alchemików. Kogoś, kto swoim uśmiechem potrafi rozpromienić zakątki mojej ciemnej duszy, kto przytuli, pocieszy, pomoże... Choć szczyptę energii zabierz mi wykorzystując do celów prywatnych, egoistycznych i  tak Tobie potrzebnych.

Nie zaglądam na blogi właściwie od początku tego roku - którego w moim zamierzeniu miało nie być. Każdy kolejny - coraz gorszy, mroczny i bolesny. Decyzja podjęta nie została spełniona i boleję nad tym i łzy wylewam rozmyślajac nad własną głupotą i "nieprofesjonalizmem". Psychiatra wkrócce zajmie się moim skołatanym umysłem kreując system pomocy i wsparcia... Z tym tylko, że prozak teraz jest zbędnny - zbyt wiele energii się we mnie zebrało by wspomagać ją farmakologicznie. A jeśli chodzi o to zaburzenie, które wpisane jest w moje oczy - jak mogłabym zrezygnować ze smutku, który jest tak głęboki i przeszkadz żyć, wiedząc, że tylko dzięki niemu czasem jestem szczęśliwa jak anioł śpiewający dla swego stwórcy? Czuję, że rodzi się we mnie nowe, niezane jeszcze uczucie.Po szarym, smutnym i mrocznym świecie chodza ludzie podobni do gwiazd, wabiący swoim uśmiechem, fantazją i nieskończoną energią do rzeczy pięknych i zadziwiających.Spotykając Go (tym razem Innego niż Ten, którego znałam wcześniej - innego osobowo -  jednostki odmiennej, specyficznej, fascynującej) czuję jak eksploduje radość i zadowolenie, nieśmiały uśmiech i przebłyski zatartej wiedzy - o której tak dawno zapomniałam. Dawne uczucie ulega stopniowo przekształceniu - staje się pięknym wspomnieniem i czarą goryczy, nie rozpatrując czym bardziej.

Modlę się by nie spotkać Tego, który zmienił mnie i zniszczył - a który uczynił mnie szczęśliwą. Myślą uciekam do spacerów, wielogodzinnych, radosnych, bajanych pomiedzy mną a Nim gdzieś między płatkami śnigu.Nowy Inny zajmuje mnie sobą i motywuje do "bycia". Czekam - zobaczymy.

sobota, 2 stycznia 2010

nie tak jak być powinno

Przepraszam, i jeśli możecie wybaczcie mi... Moja głupota, naiwność i egoizm osiągnęły punkt kulminacyjny i zdecydowanie sytuacja była zaistnieć nie powinna - bo i po co? Nie tak to miało wyglądać, nie tu i teraz - sprowokowana alkoholem, smutkiem i takie tam inne - posunęłam się zdecydowanie za daleko. Nie przemyślałam konsekwencji, zapomniałam kogo skrzywdzę, zmartwię i zasmucę. Nie pomyślałam o nikim nie myśląc nawet o sobie. Przepraszam.




I może rysunek nie jest w pełni adekwatny, ale może się uśmiechniecie z politowaniem nad moją naiwnością :)