środa, 24 listopada 2010

domowo jutro mi będzie

samotnie tu czasem ale wieczór towarzyski: Paulina była
a miałam się uczyć...
miałam nockę na naukę przeznaczyć...
tymczasem padam z nóg i myślę już o cieple poduszki, miękkości kołdry...

pobudka wczesna zaplanowana
niespodziankowo będzie
a co!
mi też czasem wolno

i tęskni mi się
trzy tygodnie mnie nie było

piątek, 19 listopada 2010

4 1 3 się bawi: po mojemu (nadzieja umarła)

pokój wypełniony życiem
stawił się Kuba
Mariusz
Tomek
Paulina była
trójca mi nie znana panien wszelakich
- one milczące były

a my w natchnieniu
gdzieś między słowami o życiu wspominaliśmy
zastanawiając się w czym jest sens
i na czym umieranie polega

tematy tak bliskie...

i mój sekret się wydał
ale wcześniej to było:
Paulina naiwnie o przeszłości wspomniała
przeszłośc moja była
ta której wspominac nie chcę
o której nie każdy powinien wiedziec

teraz sama w czterech ścianach samotnością się delektuję
z tym, że ostatnio jej nie chcę

niech ktoś mnie zabije albo nauczy życia
Tomek obiecał...
ale słowa tak kruche
nikt już dzisiaj słów nie pamięta

wyrwana z przeszłości
zmuszona aby życ dzisiaj
jakoś odnaleźc się tu nie umiem
naiwnie wierzę we wszystko
bo przecież nie kłamię...

czasem milczę
bo po co mówic?
nikt mnie nie słucha

czekam
może niemożliwe mnie dotknie
otoczy w objęciach
może zapomnę?

zapomnę kim jestem
i kim byc nie mogę?

nawet nie wiem kim zostac bym chciała
właściwie nic nie wiem
myśląc, że wiem już wszystko...

pijackie wyznania
przy winie i z wódką
ale wódka nie dzisiaj

z Człowiekiem
nie jedna...

go mi dziś tu brakowało
jak i wielu innych
(a byc tu powinni)

kieliszki stracone

w samotności pragnę samotności
nic się nie zmienia

pamiętniki znają mnie starą
z lat młodzieńczych, które tak odległe się wydają

twierdzę, że nie mam uczuc
a nadal czekam
los nie nadchodzi

zraniona szeptem
otruta dotykiem

dotykiem obcym
tym, którego nie chcę
a który tak podnieca

ciało w płomieniach
a dusza gaśnie
z każdym wspomnieniem

i oby zginął
poczuł jak smakuje rozpacz
znając ciepło mojej dłoni

nikt już nie czuje
nie tak jak trzeba
nie tak jak chciałabym w samouwielbieniu nieskończonym

a Marcin?
przygasł w wspomnieniach
i znów pół roku
bez Jego głosu
i bez nadziei
przyzwyczajenia

spotkani w biegu
między tramwajami
kochaliśmy siebie
On mnie, ja Jego
niedoczekanie
maleństwo w drodze
niewinna istota
która zawsze błędem będzie

zrodziłam się z miłości
miłośc umarła
jestem wspomnieniem

wtorek, 9 listopada 2010



a tak jakoś szantowo...
bo smak tych ust mi się śni...
leniwie...

poniedziałek, 8 listopada 2010

czerwono, 333 pachnie, a tyle w tym nowości

z pietra na piętro
czyli powrót do korzeni: czwarte, akademikowo

pokojowi brak duszy, ale i ją nabędzie

rozkładam się, roznoszę, przyzwyczajam
wspomnieniowo tu jakoś
333 pachnie

a o tym jeszcze nie było...
333 to pierwsze miejsce w przybytku studenckim, w którym udało mi się zamieszkać
mieszkałam tam krótko, gdzieś między poznaniem a wyprowadzką
tak wiele razy już stąd uciekałam, zawsze wracam

jest prawie tak pusty, jak wcześniej był
jest tak smutny, jak ja nieustannie
chyba się w nim zakocham...

najważniejsze: jest mój, choć jest tu też Johnny

o Nim też jeszcze nie wspominałam:
przygoda, jedna z kolejnych, jedna z tych wielu, na które mogę przystać

a pokój? surowy, choć ciepły
zimno z niego bije
to, które uwielbiam
to, którego pragnę...

ciepłe jest światło
czerwienią spowija ściany

i Historyk mapy zawiesił (i jak może być mi inaczej?)


a teraz inaczej: działalność studencką zaczynam, bo uczyć się muszę
i mądre książki już chcę czytać
i czuć tą cholerną satysfakcję, kiedy znowu coś osiągam
kiedy jestem najlepsza

filozoficznie mi będzie
i reso skończę być może
(i zrozumiem sens wszystkiego, do czego naiwnie dążę)

oby, oby choć raz (od tak dawna już przecież)
oby mi się chciało

manifest

oszalałam, cofam czas
do nieskończoności

piątek, 5 listopada 2010

o śmierci trzy słowa

chmurno-wietrznie w mojej głowie
i ciągle pada deszcz

dla odmiany dziś tutaj, bo ten post jest jak kiedyś

nie chce już tylko spać, nie chce już żyć
i nie potrafię zmusić siebie do czegokolwiek...
bo tak już czasem jest
esencja smutku
nie potrafię myśleć, nie potrafię czuć
zabrakło mi serca

ile smutku może być w jednym człowieku?
zbyt wiele jego we mnie
mam dość
nienawidzę siebie
i jeszcze kilka innych nudnych zdań przychodzi mi do głowy...

i tylko jedno marzenie, wymarzone już lata temu:
zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić

może nawet zacznę się modlić
choć to też nie pomaga

szalona ponad miarę łamię granice
niezrównoważona przebiłam mur
ale co z tego, że mogę mieć wszystko, skoro nie tego, kogo chcę?
bezsensu jest kolej losu i ten wieczny uśmiech na twarzy, który nie znaczy nic
bo on nigdy nic nie znaczył
smutna gra pozorów

czasem bywam żałosna