piątek, 23 grudnia 2011

la la la...

A święta nadciągają wielkimi krokami...
Właściwie są już tuż tuż, zaglądają do domu przez okno...

Na łonie rodzinnego domu wypełniam kuchnie zapachem świeżo pieczonego ciasta i jeszcze czegoś, jakiegoś dobrego smaku, nieznanej mieszanki przypraw. Choinka pachnie plastikowym igliwiem prężąc się dumnie w swojej odświętnej szacie. A mi się marzy...



piątek, 9 grudnia 2011

nie spakowana

Jeszcze nie spakowana, jeszcze nie w drodze... Mysli rozbiegane kraza po pokoju, nie chetne ustawic sie w rzadek... Gdzies w zoladku tancza pragnienia, niespokojne w oczekiwaniu, w ekscytacji nieopisanej... Boje sie i ciesze - wszystko w jedno mi sie disiaj miesza. Tesknie i tesknic bede, tu i tam i jednoczesnie.

środa, 7 grudnia 2011

zmieszana

Zmieszana jestem chwilami - wacham sie czy to jesien czy zima sie juz zaczyna. Otwarta walizka swieci pustkami, czas ja wypelnic drobiazgami, szmatkami cieplymi, ktore przydadza sie w zaspach. Tymczasem ja omijam ja szerokim lukiem w obawie spogladajac w przeciwna strone. Boje sie podrozy chyba pierwszy raz w zyciu... Zasiedzialam sie troszeczke, przyzwyczailam. Czemu nie mozna byc w dwuch miejscach jednoczesnie? Czemu nie wolno czuc tego co sie czuje? I czemu ja nigdy nie wiem o co mi w zyciu chodzi...

poniedziałek, 28 listopada 2011

I don't like where we going

Czasami zastanawiam sie nad sensem - sensem zycia, sensem istnienia, uwarunkowaniem zycia... Samo w sobie przeciez nie ma sensu? Rodzisz sie - umierasz. Zadna z podjetych miedzy czasie decyzji niczego nie zmieni... Koniec zawsze jest taki sam. Roznica detali... ot dom, lozko szpitalne czy rozbity samochod. Czasem ma sie szczescie ginac w katastrofie samolotowej lub innym nadprzyrodzonym zjawisku. Nie mozna sie smierci spodziewac ani zaplanowac jej granic. Gdy odchodzisz ludzie Ci najblizsi cierpia, nie pojety bol rozrywa ich wnetrznosci - ale i to z czasem mija. Stajesz sie ulotnym wspomnieniem, iskra ktora dawno juz zgasla.
Nie znalazlam... Nadal nie pojmuje gdzie ukryty jest sens tego wszystkiego.

By the way, he had right when he told me I guarantee you'll miss me cause you changed the way you kiss me...



and i don't  like where we going...

środa, 23 listopada 2011

just friends?

Nie mam czasu tu zagladac... Przede wszystkim dlatego, ze jestem pozbawiona komputera od dwoch tygodni, a co gorsze nie wiem ile to jeszcze potrwa...

A tymczasem zycie zawirowalo jesienno-zimowa zawierucha. Krew goraca rozgrzewa zmarzniente dlonie, a czyjsc pocalunek kaleczy serce... Dziwne te rany, bo nader porzadane - a mysli rozsadzaja glowe. Strach z radoscia sie klania startujac do wyscigu nie zaplanowanego. A ja drze w ramionach tego, co to zaplanowal rywalizacje, co ze mna pogrywa i nie pozwoli mi wygrac... Ile w tym przyjazni a ile czegos wiecej? Nie potrafie rozwiklac... Jak dziecko na widok cukierka ja ciesze sie do telefonu rozpoznajac jego numer.
Zupelnie nie pamietam kiedy tak sie czulam, kiedy nie moglam powstrzymac usmiechu i oczy mi sie blyszczaly... Za szybko, za dlugo czekalam - juz nie potrafie byc.

Ech... i jeszcze uno dos tres quatro...



I know you want me
You know I want cha

poniedziałek, 7 listopada 2011

szantaz emocjonalny

Jestem zla... Wlasciwie jest mi przykro.
Jak wspominalam 10 grudnia bede w Poznaniu, w moim ukochanym Poznaniu... Powiedzialam dzisiaj rodzica o przyjezdzie i od razu zaznaczylam, ze do domu przyjade dopiero kilka dni pozniej - cala do ich dyspozycji. Niestety nie spotkalam sie z poparciem... Bo przciez powinnam jechac prosto do domu - a to, ze tak tez mam bliskich i za nimi tez tesknie zupelnie sie nie liczy... Mam wrazenie ze zaraz sie rozplacze...

środa, 2 listopada 2011

październik '09 - zaginiony post

Znalazłam w archiwum... Październik 2009... Nie opublikowałam tego - a to błąd. Miałam nadzieję, że wejdzie z oryginalną datą - nie udało się...

"Akademik - miejsce nader specyficzne. Zaznać spokoju w czterech ścianach własnego pokoju jest rzeczą nieosiągalną, upragnioną, wyczekiwaną. Wraz z rozpoczęciem roku akademickiego Dom Studencki "Hanka" rozkwita, nabiera życia i energii. Wracają studenci i na korytarzach przestaje być pusto... W tym roku jednak coś się zmieniło - około 40% mieszkańców jest obcokrajowcami. Erazmus pozwala na wymianę studentów z różnych uczelni, możliwe staje się poznanie obcej kultury i przyjrzenie się troską życia codziennego obcokrajowców. A w rzeczywistości? Jest to jedna z najlepszych sposobności aby się wyszaleć, pobalować i nabrać doświadczenia.

Na naszym korytarzu zdecydowana większość mieszkańców to Turcy - całkiem sympatyczni, przystojni, pociągający..."

poniedziałek, 31 października 2011

w ostatniej chwili

Zabiegana byłam w tym tygodniu...

Tymczasem jesień przemija niezauważenie, nie pytając mnie o zdanie. A przecież się na to nie zgadzam... Przecież ją uwielbiam i mogłaby trwać w nieskończoność. Szczególnie na Sołaczu...

Cieszę się na przyszłość, nie na tak daleką jak mogłoby się wydawać... Dziesiątego grudnia stanę w moim ukochanym mieście, w moim domu i wśród przyjaciół. Zobaczę tych, których kocham i będę miała czas... Wystarczająco dużo czasu.




Najciekawsze z ciekawostek - nie zastanawiam się, nie wspominam. Nie kręcę się wokół telefonu i nawet nie zamierzam... Nie będę do Niego pisać i nie chcę dzwonić. Nie zależy mi już, nie chcę nawet go zobaczyć.
Niemożliwe stało się namacalnym? A to jednak Poznań...

I to moje miasto... (wyszperane w sieci)


Jest tu kilka takich miejsc
Gdzie nie warto sie pałętać
I kilka takich miejsc
By zapomnieć i pamiętać

środa, 19 października 2011

czerwonym atramentem

Rozczulam się nad sobą, wspominam minione... Chwile, których nie da się zawrócić, które przeciekają przez palce. Obłąkane myśli potrzebują łez - całe morze łez... W ignorancji świata unieszczęśliwiam siebie.

Muzyka milczy na rozstaju dróg - a obie zamglone chmurnie nie dają wskazówek. Tęsknię za bólem i smutkiem,  za uśmiechem minionym na cichej uliczce, za filiżanką gorącej czekolady. Za śniegiem rozpływającym się między palcami i zieloną czapką, której nie nosiłam. Za tym maleńkim światem, który mimo woli stworzyłam... Mimo obojętności kochałam. Ten dziwny świat nie dający oddychać, nie pozwalający żyć...

Ale czy to jego wina? Wymalowany na gazecie, na skrawku papieru rozpadał się w rękach. Krwawił czerwonymi łzami ściekającymi po nadgarstkach, po moich nadgarstkach...

Puste korytarze wabiły muzyką - z zamkniętych pokoi, do których wystarczyło zapukać wydobywał się dźwięk, kusząco-ponętny o zapachu grzanego wina. Uderzenia gitary po drugiej stronie, na końcu któregoś korytarza, śpiew dudniący w uszach... Było tak wspaniale, było tak źle.

Pamiętam gorzkie łzy - rzekę której nie potrafiłam zatrzymać, której nigdy nie powiedziałam stop. Pamiętam podłogę obsypaną kolorowym szkłem. Dziewczynę w pustym pokoju, w którym nie było już niczego. Płakała cała nie potrafiąc się poruszyć na czerwonym parapecie. Wpatrzona w dal próbowała zrozumieć, pojąc co straciła. Gdybym mogła odwrócić czas czy mogłabym jej pomóc? Czy podjełabym jakąś decyzje? Czy zatrzymałabym czas? Czy zabiłabym serce, które jeszcze w niej biło?
Czerwone strugi zakolorowały skórę kreśląc zgodnie z uderzeniami serca. Minuty ciągnące się w nieskończoność, noc która nigdy nie miała końca. I przeczucie, że już nigdy nic się nie zmieni - że tak było i będzie, a tylko kolejne blizny upamiętnia przeszłość. Serce, któremu tylko wydawało się że żyje - i dziewczyna, której już nie ma...
"Śmierć była jeszcze piękniejsza..."

Kocham smak krwi, ciepłej, gęstej krwi...
Nienawidzę życia.



Czasem po prostu muszę to powiedzieć.

poniedziałek, 17 października 2011

I had a dream

Robiłam w nocy pranie w czterech ścianach akademikowego pokoju.
Rozpakowywałam rzeczy układając je zgrabnie na półki.
Ścieliłam pachnącą pościel na ukochanym łóżku.
W miejscu, które kocham i tęsknię.
Budząc się rano nie byłam pewna gdzie tak naprawdę jestem...
Jakoś ostatnio zbyt rzeczywiście mi w krainie fantazji.

I wiedziałam, że wcale nie chcę tam być...



I was a little girl alone in my little world who dreamed of a little home for me.

and it makes me wonder

Śnił mi się mój ślub - z człowiekiem, którego nie znam.
Niby kolega z lat młodzieńczych - dziś zupełnie obcy człowiek.
Wszystko przygotowane czekało na mój nieświadomy przyjazd.
Zwątpiłam czy to jest jawa czy sen.
Dokładność szczegółów, precyzja wykończenia.
Emocje, które wydały się prawdziwe.
Zwiodło mnie sennie w swej niemożliwości.


Tymczasem jestem starsza, kolejny długi rok mogę odłożyć między zakurzone książki.



And as we wind on down the road
Our shadows taller than our souls

And it makes me wonder

czwartek, 13 października 2011

ekscytacja i radość
gdzieś w żołądku się mieszają
nie wiem jak i dlaczego
nie rozumiem siebie

siebie świata i innych

życie czasami bywa proste
zbyt proste
a ja wszędzie doszukuję się haczyków



może czas coś ze sobą zrobić?
a może to po prostu farsa...

środa, 12 października 2011

w oceanie (wspomnień)

W oceanie wspomnień utopiłam się rok temu.
Teraz doczołgałam się do brzegu niezdarnie pełznąc po dnie.

Zastanawiam się tylko, czy wciąż jestem żywa...



...foto wyszperane

sobota, 8 października 2011

o gibaniu - sprzed dwóch lat?

"gibło mnie troszku w lewo, potem padłam na prawo i tak se leże... czasem myślę, że trzeba wstać, ale i tak leżę, żeby mnie więcej w żadną ze stron nie gibało, bo to najzwyczajniej w świecie uczucie nader dziwne i z leksza nieokreślone. jak się już gibnie, to więcej się gibać nie chce! wierzcie, mi..."

Pamiętasz?

:)

piątek, 7 października 2011

spać!

Ach spać, spać, spać!
Jeszcze się w tym życiu nie wyspałam!

Ale i tak czasami bywa...

czwartek, 6 października 2011

w odcieniu złotawym las mgłą przeszywany

Jesiennie kleją mi się oczy.
Czerwone liście tańczą nie znany taniec - zapach lasu odurza, upojnie nie pozwalając marzyć. Obrazy malują się żółcią nakrapianą pomarańczowymi plamami, w przebłyskach złotawego słońca.
A nade mną unosi się gorzkawy zapach papierosa, dusznie napełnia płuca, słodko mieszając się z jesienią. Pamiętam jak zbierałam jagody - z Kasią w jakimś wielkim lesie. Pierwsze piwo w koszyku otwierane niezdarnie na przydrożnym kamieniu. I deszcz, który z lasu nas przepłoszył.
Pamiętam jak jeździłam z mamą na kurki, pomarańczowo-żółte - bezczelnie wychylające się na poszyciu. Jak rowery za sobą ciągłyśmy, rozmawiając nie pamiętam już o czym. I razu jednego zamiast z koszem grzybów - wróciłyśmy z psiakiem, najbrzydszym jakiego w życiu widziałam.
Pamiętam jak rano wstawałam, zaspana jeszcze, nieprzytomna... Rodzinnie do lasu zmierzając na zawody, grzybobranie rozkoszne. I te kanapki - niby zwykłe - o niezapomnianym smaku, przy samochodzie łapczywie wcinaliśmy.
I krople rosy na polikach mamy. I bukiet wrzosu ukryty między grzybami. I mgłę, co las w swą pierzynę spowiła. I ścieżki, które tata nam pokazywał. I śmiech Adasia, kiedy zagubiony sam nas odnalazł wcale się nie zgubiwszy.
I bardzo Ich kocham, i te jesienne lasy.



 zdjęcie wyszperane w internecie...

wtorek, 4 października 2011

I'm going where the cold wind blows

I co z tego, że już nie boli - skoro i tak bawię się z życiem w kotka i myszkę? Nienawidzę tego świata, od lat - nie potrafię się zmienić...
Chciałabym aby ktoś pociągnął mnie za rękę, chociaż pierwsze sto metrów - dalej już pójdę sama...
Chciałabym chcieć, to tak bardzo pomaga żyć.



I'm going where the cold wind blows
In the pines, in the pines
Where the sun don't ever shine
I will shiver the whole night through

sobota, 1 października 2011

wehikuł czasu


Ani jej nie kocham ani jej nie lubię... I o czym dyskutować?

Byłam wczoraj na spacerze... Zabrałam z sobą dwa psiaki - żeby mi się nie nudziło. Krótka relacja fotograficzna z parku skąpanego w mojej ukochanej jesieni...




I marzę o tym, żeby się do kogoś przytulić... Bo to jesiennie po prostu tak wypada?





Dużo bym dał, by przeżyć to znów
Wehikuł czasu to byłby cud
Mam jeszcze wiarę, odmieni się los,
Znów kwiatek do lufy wetknie im ktoś

Marzeniami żyłem jak król...

piątek, 30 września 2011

przerażona...

Przeraża mnie to...

Z miesiąca na miesiąc jestem coraz grubsza...

Niby nie widać na pierwszy rzut oka, ale jak przymierzyłam sukienkę to nie mogę się dopiąć...

I pasek, który zapinałam na ostatnia dziurkę teraz zapinam na piątą!!!

Ja chcę z powrotem moje 55 kilo...

czwartek, 29 września 2011

chora...

Głowa mi pęka, ucho mnie boli i na domiar złego na ustach wyskoczyło mi zimno... Podsumowując wyglądam cudownie a czuję się jeszcze lepiej. W aptece zostawiłam fortunę więc jestem jakieś dwa kilo lżejsza...

Granato najwyraźniej zaraziłam mnie wirtualnie i teraz będziemy umierać dwie XD

wtorek, 27 września 2011

antidotum

Zostawiłam bagaż na ulicy - taka wielką skórzaną walizkę, która ciążyła mi od paru lat. Nieśmiało obawiam się, że może jednak została tylko w poczekalni... I wróci wcale już nie proszona...
Tymczasem dobrze mi, lepiej niż było i lżej o kilka ciężkich ton.
To było jak policzek wymierzony z pełną premedytacją, jak kubeł lodowatej wody, jak kropla przelewająca czarę.
Jak lekarstwo, które pomaga natychmiast.

Mam wrażenie, że się wyleczyłam z choroby na którą lekarstwo nie istnieje. Powątpiewam w jego moc, mimo że czuję zbawienne skutki. Czas pokaże czy aby na pewno nie był to tombak...





I guess that I don't need that though
Now you're just somebody that I used to know

czwartek, 15 września 2011

co mi panie dasz?

Słowa przestały cokolwiek wyrażać...

Nie ma mnie tam, gdzie być powinnam. Nikomu nie pomogę.
Pytam...



środa, 14 września 2011

Dzwoniła do mnie Olga. Kim jest Olga? Dziewczyna Marcina - tą, z którą rozstał się jakiś czas temu.
Zapytała - "czym jest noc, którą z nim spędziłaś?". Niczym - powiedziałam.... Kłamałam...

Bronek 13 września, czyli wczoraj

Mój dziadek dziś umarł - właściwie wczoraj...
Czy mogę się rozpłakać?
Nie potrafię...
A przecież tak bardzo bym chciała.

sobota, 10 września 2011

nieuchwytnie w godzinach przedświtu

Dzień był fatalny, noc jeszcze gorsza... Doskwiera mi samotność - ale to nic, sama ją wybrałam. Bardziej boli, że to był mój własny wybór, moja decyzja... Jak mogłam zrezygnować z życia? Na rzecz spokoju, niczego więcej... Jest mi dobrze, nie płaczę, nie rozczulam się nad sobą, nie pragnę śmierci... Ale też nie jestem szczęśliwa.
Zyskałam, nie wolno mi zaprzeczyć. Łzy nie sączą się po policzkach, a ja nie przytulam się do ściany... Uwielbiam skrajne emocje - tymczasem tkwię w zawieszeniu, a przecież na nic nie czekam, niczego nie pragnę...

A jednak...

Bywały noce, po których pragnęłam się nie obudzić. Przeżyłam dni o których chcę zapomnieć. Prosiłam o pomoc, błagałam o radę... Jak mur stali przede mną ludzie - nieczuli i zimni. Tyle dni, miesięcy - czas, który w lata się zamieniał i który staje się ciągle...

Spotkałam ludzi wartych zapomnienia i tych, co w pamięci zostali. Nie zawsze kochałam ludzi - mimo, że dziś ich kocham... Potrzebuję przyjaciół, potrzebuje rodziny - o ile mam funkcjonować... Sama dla siebie nic nie jestem warta, na niczym mi nie zależy. Udowodniłam to -  nie tylko sobie, nie zamierzałam...
Pragnienie, którego nie spełnię - nigdy! Coś czego pragnę, a na co nie mam odwagi, na co mnie nie stać.

To moje miejsce, a nie mam odwagi pisać...

Dzień był ciężki, dni bywają trudne - a ja pragnę zasnąć... Bezsenne noce, przydługie popołudnia i poranki z kawą, której nie mam już z kim wypić.

Opuszczam się, opuszczam się w mniemaniu, że żyję. Złudzenia bywają złudne...

Nieuchwytnie w godzinach przedświtu - w samotności pragnę samotności.

piątek, 9 września 2011

Roztrzęsiona jakaś jestem - może to przez kawę? Sama nie wiem...
Możliwości i obawy nawiedzają mnie na zmianę... Smutno mi, jestem sama - i nawet nie mam się do kogo uśmiechnąć.

sobota, 3 września 2011

zwykły dzień, roztrzepany taki

Tak chodzi mi po głowie "napełnij szklankę mi, ostatni nalej raz"... I te noce z gitarami, i piwo na którym dzisiaj być nie mogę. I jakoś tęskno na tym wygnaniu i brak mi - tak mi bardzo brak mojego poznańskiego życia.
No ale narzekać mi nie wolno - mam czego chciałam i właściwie nie jest źle. Zadowolona jestem, zdecydowanie.
Doczesność nigdy nie była moją domeną i wiem, że rzadko jestem szczęśliwa.

Właściwie mam dziś dobry humor, bezpretensjonalny dzień... Złożyłam Kasi życzenia, byłam na dobrym obiedzie w dobrej restauracji, wypiłam piwo udając w pubie, że wcale mnie tam nie ma, obejrzałam fajny film i zapaliłam z Jessi na dobranoc. Rodzinne popołudnie i samotny wieczór - czyli w sam raz i bez przesady. Jutro emocjonujący wieczór - czyli "wujek" ma urodziny. Obiad w jakiejś restauracji, tańce i zabawa. Wcale nie chce mi się tam iść... Nie znam tych ludzi więc czemu mam z nimi świętować? Nie mam jednak wyboru, więc przed południem trzeba kupić prezent.

I jeszcze jedno - nie wspominałam o tym wcześniej. Znowu dzwonił Paul... Nie rozumiem jego zaciętości i tego, że mu się chce. Nie odebrałam - ostrzegałam, że nie będę odbierać - a on obiecał nie dzwonić. Tylko ja dotrzymuje obietnic...

No i podoba mi się, podoba i już! Wersja przeinaczona - nader oryginalna...






I to też jest fajne...






Na muzyczności mi się zebrało, inter-archeologia - tak wiele można odnaleźć, szukając czegoś zupełnie innego...

piątek, 2 września 2011

smile

"Dwuznaczność znaczeń..."  - podoba mi się, ich przesyt i niedorzeczność. Jak łatwo minąć się w mniemaniu, rozumieć słowa inaczej? Znaczeń bywa za wiele, nie wystarczy chcieć... Chcieć rozumieć siebie na wzajem, rozumieć innych - tych bliskich i dalekich.

A przede mną list, lis do napisania - który chce napisać... Nie wiem tylko od czego zacząć. Jak ubrać myśli w słowa? Jak nie otworzyć się za bardzo pozostając szczerą? Jak nie krzyczeć "kocham" dając to do zrozumienia...
Jak nastolatka - ciągle zakochana... W nicości i bycie, jak bywa tak jest - zgadzam się na wszystko... Tylko, że nie jestem dzieckiem - powinnam już zapomnieć! Powinnam żyć, a nie potrafię - tylko, że to już wcale nie chodzi o Niego... Nie chodzi już o nic - i tak naprawdę - nigdy nie chodziło.

W całym świecie, który zdążyłam poznać - tylko Tomek widział... Zapewne nie wszystko, ale przynajmniej dostrzegł rysę na moim uśmiechu.

czwartek, 1 września 2011

przypomniało mi się, nad ranem

Natchnęło mnie... Muszę coś napisać, muszę coś gdzieś wysłać... Tylko potrzebuję na to całej nocy. Tymczasem już świta - odłożę więc to na jutro, poczta przecież nie ucieknie - a i ja nabiorę większego natchnienia? I będę wiedziała co pisać i może nie będzie zbyt rzewnie?

Tymczasem dobranoc, a może dzień dobry? Wskazówki potykają się o siebie...



niedziela, 28 sierpnia 2011

pociągiem, jak na andrzejki jechalam

Dziś zasnę bez problemów... Jestem wykończona, padam z nóg... Tylko jeszcze przed komputerem, jeszcze nie chcę go wyłączyć, jeszcze na coś czekam... Oczy zamazane kleją się nieugięcie i kawa nie pomogła i książka mnie nuży. Tylko pocztę sprawdzam i po blogach łazęguję, szukając sama nie wiem czego. Czesiu milczący dziś cały, za to z Martą rozmawiałam, pół dnia nam to zajęło. I Michał wspominał, że wpadnie na jesień do Londynu...

Tak przytulić się do poduszki, zamknąć oczy i zasnąć - przyśnić coś nieprzyśnionego... "Czarny chleb i czarna kawa" po pokoju się snuje przypominając, co było. Czasy zamierzchłe - początek studiów... I pociągi mi się marzą - podróże długie z książką na kolanach, wśród ludzi których nie znam - a poznać mogę. Świat wiruje zza szyby w zieleni i w błocie, czasem w kroplach deszczu. A zimą biała pierzyna lasy spowija w zadumie...
Pamiętam zimę taką, gdzie w jeden wieczór - już po zajęciach - biegłam po kwiaty. Rynek Jeżycki w światłach latarni tonął, ludzie uciekali przed zimnem chroniąc się w ciepłych mieszkaniach. I ta pani - kwiaciarka - pakująca mą róże szczelnie w okowy papieru. "Niech pani uważa, mróz kwiatom szkodzi". Przede mną długa podróż w nocnej zawierusze. Ten zapach pociągu, nigdy go nie zapomnę... Pociąg pełen ludzi otulonych, w ciepłych płaszczach, z szalami po szyję i w czapach chroniących przed śniegiem. Rozsiadają się powoli, szukają miejsca - pociąg wydaje się wypchany, przelewa się w gwarze niestrudzonych głosów. Jeszcze kilka sekund i pociąg rusza. Mozolnie, powoli - nabiera tępa. Płaszcze spadają, szale rozplątują swoje supły - robi się goręcej, duszniej, do niemożliwości... Siedzę z Anią, koleżanką z liceum, kiedyś mieszkałyśmy razem - któregoś lata, poznańskie losy - ale to już inna historia. Minuty mijają w roztargnieniu, przy miłej dyskusji, coś pomiędzy życiem a wspomnieniami. W powietrzu unosi się zapach - dziwny jakiś, niezidentyfikowany. I goręcej się robi i już nie mam z czego się rozbierać... Niespodziewanie, ni z tego ni z owego pod moim lewym ramieniem unosi się płomień - nieśmiały jeszcze i zamknięty w sobie. Nie zdążył się rozwinąć zgaszony butelką wody... I stało się jasne skąd to ciepło płynęło i śmiałyśmy się pół drogi z kolei państwowych które niezapowiedzianie płoną.






We Wronkach Ktoś się przysiadł i już dalej jechaliśmy razem, do mojego domu. Na chwilę tylko by tacie złożyć życzenia. Dla mamy miał być kwiatek, który jednak podróży nie przetrwał. Na stacji umarł nieoczekiwanie, w ciszy zapomniał, że istniał... Pochowaliśmy go w jednym z koszy w okowach papieru, który miał go chronić. I z prezentu nic nie wyszło...

ech, tym razem bez tytułu

Siedzę i piję, właściwie już nie piję... Nienawidzę tych angielskich nocy... Północ wybija i gości wypraszają z baru - i spać iść wypada... Tylko co, jeśli sen nie przychodzi?


"Nie widziałam Go od wieków (...)", a widziałam Go niedawno... Zaledwie tydzień temu...

Ale to nic nie znaczy.

sobota, 27 sierpnia 2011

fotograficznie

Kolejna bezsenna noc... Sen po knajpach się błąka, przy kieliszku wódki nie może zasnąć. Ale nie on jeden - innym spać nie daje. A miasto puste, wiatr po uliczkach hula szukając zaczepki... W pustych uliczkach przysiądzie na chodniku i szuka natchnienia w oświetlonych oknach. Ile to można zobaczyć, ile istnień poznać... Tych bezsennych ludzi, co ze zmartwień czy trwogi oczu nie potrafią zamknąć. Jasne punkty w szarych ścianach, jak kwiaty rosnące na ściernisku. Ile twarzy do szyb przyklejonych czeka tej nocy na Ciebie? Wypatrują szczęścia, miłości? A może przeszłość je dręczy...
Przeszłość nie potrafi odejść. Jak dobra przyjaciółka za Tobą się błąka - czy jej chcesz czy nie chcesz, nie pyta o zdanie.

Tymczasem ja o Poznaniu miałam... Myśli mi się plączą i nie do tego zmierzam, do czego dotrzeć chciałam. Z akademika, z Czesiem, przez Izz robione - na naszym parapecie słodkim co tyle nocy z nami wycierpiał.







 I jeszcze jedno, tym razem autorstwa Czesia - i choć nie wyszłam najlepiej - podoba mi się...


czwartek, 25 sierpnia 2011

bezsenność

Przejmująca cisza w czarno-szarym tle... Tylko nuty sączą się przez ściany. Ciekawe kto rano wstanie? Abstrakcja nocy przelewa się przez palce, nucąc do ucha niewyśnione sny.



środa, 24 sierpnia 2011

noc, jedna z tych ostatnich - ostatnią nazwana

Zastanawiam się, zastanawiam się poważnie nad nicością i byciem - ale tylko, gdy zapadnie zmrok. Tylko, gdy nad łóżkiem kłaniają się mary - te senne panie, które nie pozwalają zasnąć. Zaspane oczy nie widzą przyszłości...
I czy wspominałam, że potrafię marzyć? Od kilku chwil - tych ulotnych, których nie zatrzymam... Przypomniałam sobie czym jest "żyć", jak cudnie zamknąć oczy otwierając je tylko po to, by się uśmiechnąć. Ciepło i oddech zatopiony w nicości - tych kilka chwil, których warte jest życie... Gdzieś na poddaszu w sierpniowy wieczór - w to lato, którego nie znam - świat zawirował, wróciła przeszłość. Nienazwana, skreślona z góry - jedyna, której pragnę. Noc nieskończona, ulotna w wspomnieniu - nienazwana istnieniem obojga...
Czemu los się smuci? Było i nie jest - nadzieja złudna, która pozwala zasnąć. Niemożliwe na wyciągnięcie ręki, przez kilka sekund zatrzymanych w ciszy...
I te oczy zranione, wysokie czoło i kilka zmarszczek, które czas zwiastują. Cisza między nami wydawała się wszystkim - słowa, które niczego nie oddadzą zamilkły. Uśmiech, ten jeden jedyny - którego nie znam znając go na pamięć, którego odczytać nie umiem mając nieme pojęcie co może oznaczać. Twe oczy wpatrzone w nicość, którą ja oznaczam - błądzące gdzieś między ramieniem a czerwienią ust zaciętych, kryjących rozkosz i uśmiech przewrotny... Gdzie radość i smutek to samo przybrały imię, gdzie w rozkoszy rozpacz się roztapia.
Jak mogłabym zapomnieć? Jak przestać Ciebie kochać? Nieme słowa - wyznanie miłości... I tylko oczy, które wyrażają wszystko - to czego się boję, a czego tak bardzo bym dziś chciała. Dziś - od zawsze oznacza, nic nieznaczące jutro...
Przytul, schowaj mnie w swych ramionach... Kochaj.





I tylko łzy bezsilne po policzkach spływają, ale to niczego nie zmienia...

niedziela, 21 sierpnia 2011

co w polsce nowego po krótce

Wróciłam z wakacji, dwa beztroskie tygodnie spędzone z ludźmi, których kocham ponad wszystko. Dobre i złe wieści, ślub Kasi i spotkanie z Marcinem... Nazbierało się opowiastek o rzeczach dużych i małych, przygód zabawnych i nieprzespanych nocy. Nie wiem od czego zacząć i o czym pisać najpierw...

Tydzień nad morzem - w osławionej Ustce, niedaleko Słupska. Dwa wyjazdy do Koszalina, którego nie znam i poznać nie zamierzam. Dziadek, który dopełnia ostatnich godzin przykuty do łóżka, unieruchomiony chorobą - która sekunda za sekundą przybliża go do grobu. Serce roztrzaskane nie chce czuć...

Wesele było fajne - bo co innego o weselu można rzec? Młodzi zakochani, rodzina się zjechała, gratulacje, życzenia i tańce do białego rana.

A ja rozstrojona - szczęśliwa i nie jednocześnie. W ramionach Marcina zastygłam na kilka nieprzerwanych sekund, na jedno uderzenie serca... I znów zaczęłam marzyć, co nie zwiastuje dobrego czasu - bo boję się, że może zaboleć. Bez złudnych nadziei - wróciłam do Anglii, do zwykłego życia - zastanawiając się tuż przed zaśnięciem czy to możliwe, czy sen tylko mi się dziś przyśnił.

niedziela, 31 lipca 2011

znalezione we wspomnieniach

Znowu spać nie mogę, ale nie ja jedna... Znęcam się nad sobą czytając bloga. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek nauczę się żyć tym, co jest - nie czym było.

Doszperałam sen stary - który uleciał już z pamięci. Mogę do niego wrócić, uśmiechnąć się nad wspomnieniami.
Śnił mi się przyjaciel, śnił mi się romans - który zaistnieć nie mógł, nie może. A w tym romansie, który miejsca nie miał - był On. Prosząc o pomoc zwróciłam się do Niego - choć wiem, że mi nie wolno, choć nie widziałam Go od wieków...
Gdy mi smutno - uciekam. Czasem płaczę, choć zbyt rzadko. Odświeżam wspomnienia - tych kilka, które cokolwiek znaczą, do których się uśmiecham. I noc nieprzespana, choć cicha zupełnie - rozbrzmiewa blaskiem.
Kolejny wpis, który mnie uwiódł to list, który z perspektywy wygląda inaczej, napisany w rozpaczy, w jakimś dziwnym uniesieniu - list, który nie dotarł nigdy do celu. Nie potrafię jednak powiedzieć o nim nic ponad to, że był - a to, co o nim myślę - lepiej zachować dla siebie...
I wiele innych - smutnych i wesołych - słów splątanych z sobą, których nie układam, które same płyną... Przywołują chwile, poruszają serce i  to wszystko z każdym wersem jawi się w kolorze - jakby wydarzyło się przed chwilą, tak bym mogła na to spojrzeć.
kurczę, chyba powtarzam zeszłoroczne błędy
i czuję wyraźnie, że scenariusz będzie taki sam
żal mi siebie - ale nie bardzo
ktoś jeszcze ma skłonności do pakowania się w kłopoty?

sobota, 30 lipca 2011

muzyka z wielkiego milczenia wychodzi zza firany

noc ciemna nie chce mnie przytulić
sen się ze mną droczy
zwodzą na manowce satynowe pościele
a Morfeusz smutnie spogląda w przeciwną stronę

nie mogę zasnąć w za dużym łóżku
gubię się między poduszkami
nasluchuję nocnego bajania
które tylko w ciszy pogrąża nieruchome powietrze

muzyka z wielkiego milczenia wychodzi zza firany
i ciszą dźwięczy w uszach
i krzyczy niemymi ustami
w języku którego nie znam

czwartek, 28 lipca 2011

szmatki szmateczki
i co ze sobą zabrać?
pogoda się popsuła...
tymczasem tu słońce świeci
rozebrałam szafę na części pierwsze
i i tak nic nie mogę znaleźć...

słucham namiętnie ksu
elektryzujące niezmiernie
marzy mi się świat
gdzie ludzie ocierając się o siebie
mijają mnie beznamiętnie
tak potańczyć
poobijać się troszeczkę...
i wypić więcej niż się powinno
w ogłuszającym gwarze muzyki
i głosach niknących w świetle lamp

środa, 27 lipca 2011

śmierć, czyli rozmowy dydaktyczne

gardzę miłością
miłość nie istnieje
nienawidzę życia

ech...


odbyłam wczoraj "pouczającą" rozmowę
czemuż tłumaczą mi, że warto żyć?
czemu rozczulają się nad moją młodością?
czemu "życie jest piękne"
i powinnam je szanować?

podejmując decyzję z przeszłości wiedziałam co robię
liczyłam się z konsekwencjami
nie chciałam straszyć i szantażować
chciałam, po prostu chciałam
nie być

nie udało się, choć było tak blisko
ale powtarzam
nikt nie musi mnie pilnować
nie obiecuję, że to się nie powtórzy
nie znam czasu, który jeszcze nie nastał
ale nie kusi mnie
nie ciągnie mnie za rękę
i nawet nie myślę o śmierci
więc po co mi o niej przypominać?

jak wiązać sznurowadła

http://kwejk.pl/obrazek/306143/sznur%C3%B3wki.html

gruźlicznie i szpital

Dziwny ten dzisiejszy dzień, jak nie dzień zupełnie. Jak się chodzi spać o szóstej rano to nie dziwne, że pobudka o dwunastej wydaje się karą... Tymczasem dzień stracony się wydaje jeśli w połowie się go prześpi.

Wakacje kolorują się jeszcze ciekawsze niż przewidywałam - dziadek mi do szpitala na urlop wyjechał, więc i ja Koszalin odwiedzę mimochodem. Strach się bać, co ja tam zastanę: oddział przeciwgruźliczny - więc nie wiem, czy mnie wpuszczą...

W światach możliwych może bywa inaczej...

wtorek, 26 lipca 2011

miotam się dziś nieporadnie nie wiedząc co robić
pakować się czynie pakować
tyle jeszcze czasu...
nie wiem co ze sobą zabrać

poniedziałek, 25 lipca 2011

w samotności pragnę samotności, choć nie tylko

pamiętam tak wiele wschodów i zachodów słońca
tęsknię za deszczem nieporadnie spływającym po karku
za gromem burzy spadającym na miasto
na ciche ulice zastygłe w odrętwieniu
oddech w oddech
i Twoje ramię przy mym ramieniu
zapatrzeni w purpurowe niebo
oddające hołd nieustraszonym

dom, już niedługo dom

oczy mrużę na dobranoc
jeszcze tylko tydzień
tydzień i dwa dni
i pojadę do domu
utęsknionego domu
i mama mnie przytuli
tata ucałuje w czółko
a Adaś już od progu będzie krzyczał:
KOCHAM CIĘ!

piątek, 15 lipca 2011

myśl o czarnoksięstwie

Czasami myślę, że jestem czarownicą.
Nie prawdziwą może ale zdolną...
W chwilach wytchnienia, roztargnienia, gdy myśli błąkają się nieokiełznane po pustkowiu umysłu - gdzieś, nieprzewidzianie pojawia się uczucie. Nieprzemyślane, to które zbłądziło na splątanych ścieżkach. Świta w głowie promienistym światłem, znajduje ujście w szczelinach umysłu.
Niedorzeczne czasem - staje się.

środa, 13 lipca 2011

bilet w jedną stronę

moje życie...
czym ono jest?
niezrównoważona
wiecznie gdzieś, gdzie nie powinno mnie być...
czegoś szukam
błądzę między ulicami
szukając szczęścia?
a wystarczy jedno zdjęcie
jedna myśl
która zawsze, zawsze i wszędzie
wywołuje uśmiech
i ten ścisk w żołądku
który nieporównywalny
niepowstrzymany
wystarczy aby żyć

głupi facebook
odbieram pocztę
czytam
zaczepił Cię...
i dzień zakolorowany
i deszcz zza okna rozbrzmiewa
niby muzyka zwiastująca to...
sparaliżowana lata temu
wciąż trwam w tym samym odrętwieniu

czwartek, 16 czerwca 2011

w ciemności, słów kilka

szukałam kiedyś przyjaciela
wśród gwiazd i gór wysokich
blądziłam w ciemności
omijając Ciebie
jak ślepiec wszystkiego musiałam dotknąć
wszystko poczuć w swojej dłoni
chciałam żyć nie otwierając oczu

muzyka w oczach kolorowała nuty
na szkle ukazując swoje odbicie
nie patrzyłam uważnie
nie dość by Ciebie nie minąć

zawsze krok za mną
obiecywałeś być blisko
słyszałam dokładnie
ten szept spływający po szyi


wtorek, 14 czerwca 2011

zakupy

zza okiennie słonecznie
deszcz schował się do dziury
a ja czas tracę przed komputerem siedząc
ciekawe rzeczy na internecie można znaleźć wcale nie szukając...
ot taki choćby rysunek
którego autor natchnienia szukał w przeszłości
bajki w nowszej wersji przedstawiając
http://bebzol.com/pl/Disney-dla-doroslych.5512.html

i specjalnie dla Pauliny, choć w kiepskiej jakości
moje ostatnie zakupy









poniedziałek, 13 czerwca 2011

ile można wypić przez jedną noc?
mówią, że dużo

jak długo można tańczyć?
do białego rana

ile razy jest się zakochanym?
niestety tylko raz

i to wszystko prawda

niedziela, 12 czerwca 2011

listy

uwielbiam...

pisałam z kimś ostatnio
z kimś ważnym
i znowu wszystko zawirowało
deszcz złotych kropli rozmył zmartwienia
ukryte przed światem drżenie rąk
i niczym niepochamowany uśmiech

nadzieja złudna
zbyt szybko wszystko się skończyło...

środa, 25 maja 2011

imię na M (?)

Miasto nabrzmiałe chmurnie spogląda na miniony dzień
Dzieciaki zza okna wykrzykują burzę
A ja popełniam gafy fundamentalne

No cóż każdemu się zdarza...

poniedziałek, 23 maja 2011

jak się bawię to się bawię

Prawdziwym jestem królem... I z tym mi właśnie dobrze jak nigdy.

Patrzyłam w chmury klecąc trzy po trzy w języku, którego nie znam. Słońce za chmurami świeci mi prosto w twarz i widzę z baśni wydarte opowiadania. Uśmiech wygląda z moich oczu.



niedziela, 22 maja 2011

Marcin

Głupia tęsknota i smutek, którego nie potrafię objąć - jak czasem bywa źle... Nikogo nie kocham i nikt nie kocha mnie - zamienić się? Chętnie...

Bywa czasem tak i nawet często ostatnio, że zamykając oczy - gdy głowa wtulona już w poduszkę, widzę uśmiech, który pokochałam. Tęsknię za Nim, choć nie istnieje, rozpłynął się i zniknął - już dawno...

środa, 11 maja 2011

po zmroku

Noc tuli w ramionach wszystkie zmęczone dusze - te, które za dnia wciąż biegnąc wiecznie są spóźnione, którym czas szumi w uszach krzycząc, że jest go za mało!
Ja, ukryta w pościeli nasłuchuję nocy, jej smutnej ciszy i grającego milczenia. Przytulona do misia, którego przy mnie nie ma uśmiecham się w zachwycie - nad światem, nad życiem i trochę nad sobą. Bywa to dla mnie niepojęte...

W szkole spokojnie - niczego nowego nie widzę, ale jestem zmuszona mówić - co dobre jest i złe czasami. Pokonam nieśmiałość, która głęboko we mnie wrosła i przekonam się może, że jednak coś potrafię. Niewiele oczywiście, ale a nóż wystarczająco.

Siłownia fantastyczna - choć pierwszy dzień spędziłam w saunie grzejąc i ziębiąc się na przemian. Wiem już ile ważę i jaki procent tłuszczu mieści moje ciało. Cel do osiągnięcia wyznaczyła pani trener - a ja go osiągnę (prawdopodobnie wciągu miesiąca). Jutro druga lekcja, a plan ma być przygotowany - oby na papierze, bo mogę go nie spamiętać...

piątek, 6 maja 2011

nieuchwytnie w godzinach przedświtu

piję kawę - umieram
palę papierosa
i wstaję od tego stołu
stołu pustego, na którym nic nie ma
wciąż trwam

czwartek, 5 maja 2011

wątków kilka, niedokończone

W świetle nocnej lampki nasłuchuję muzyki zza okna. Rude i niepozorne, nawołujące się nawzajem - dwa małe lisy szwendają się miedzy autami. Szukają szczęścia, może coś im się przytrafi, może uda się coś znaleźć. Ośmielone mrokiem nocy wyszły na polowanie.
Miło jest na nie popatrzeć, choć nie chciałabym znaleźć się w ich pobliżu... Bezpieczna spokojnie przyglądam się małym hultają, patrze jak przewracają kosze przeszukując ich zawartość. Polowanie nie jest dziś udane, ale noc jest przecież długa.

Zastanawia mnie jeden Albańczyk, koniecznie chce się ze mną spotkać - a ja zupełnie nie rozumiem dlaczego. Graliśmy razem w snookera nie rozmawiając za wiele... Nie pojęci są dla mnie ludzie i ich motywacje, zazwyczaj.

Tymczasem organizuję sobie życie - czas, który bezczynnie płynie zamykam w skończone ramy. Trzy dni w tygodniu, po kilka godzin będę mówić i myśleć tylko in the English. Potem siłownia, sauna i basen - do wyboru oczywiście i tylko jeśli się uda. Zastanawia mnie Albańczyk - może jednak się skuszę? Dla ćwiczenia języka, zajęcia pozalekcyjne i pełne zaangażowanie.

Zaczyna pasować ta niezwykła układanka, a elementy jakby same do siebie ciągną - może nareszcie coś z nich ułożę? Nie lubię się bawić klockami, gry za szybko mnie nudzą (szczególnie jeśli przegrywam), a puzzle bywają ciekawe. Jak nowe wyzwania, cel który chce się osiągnąć - szkoda tylko, że elementów zawsze jest zbyt wiele.

poniedziałek, 2 maja 2011

czas

Zapomniałam się między godzinami, które płyną - między chwilą i chwilą, których nie ma. Ckliwie spoglądam wstecz, czasem za daleko. Zapominam o przyszłości...

Bywam roztargniona w codziennym rozkojarzeniu, wciąż szukam nieuchwytnie pragnienia, które jest wspomnieniem.

Codzienność już nie przytłacza - staje się nudna. Słucham szeroko otwierając oczy - czasem chciałabym coś napisać.


Tak często narzekamy: bo przecież nic się nie zmienia, bo tyle bym chciała - a niczego nie mam, bo z dnia na dzień świat szarzeje...
Gdy oglądam się za siebie widzę tyle uśmiechu - godzin spędzonych z przyjaciółmi, w tych starych pokojach - w których spędzaliśmy życie. Między ulicami błądząc w obłędzie, szukając schronu. W kawiarniach i pubach, przy czekoladzie i w taktach muzyki.
Czas szybko leci, przecieka przez palce - i właśnie za to chcę go uwielbiać. Nie mogę go cofnąć ani objąć w pamięci. Wspomnienia jak film czarno-biały, działa - nie działa. A ja wciąż idę do przodu...

Lubię na przykład latać samolotem. Oczekiwanie na lotnisku, odprawa której nie cierpię, i znowu czekać... Ale gdy jestem już na pokładzie, zajmuję miejsce, posłusznie zapinam pasy i czuję jak wznoszę się w górę... Prędkość wbija mnie w fotel, nieśmiało się uśmiecham spoglądając przez okno. W dole roztacza się obraz, coś co zostawiam zmierzając gdzieś indziej. Potęga przestworzy i moc techniki przenoszą mnie w czasie.
Uwielbiam przebijać się przez chmury, mleczna mgła przynosi ciemność, jak wata cukrowa oglądana od środka. Wszystko trwa zaledwie kilka minut, samolot zwiększa wysokość a przede mną maluje się niebo skąpane w promieniach słońca. Rozpostarte nad pierzastą kołdrą w której chciałoby się zanurkować.
Koniec podróży - Świat stoi przed domem i szeroko się uśmiecha. Zaprasza.


niedziela, 24 kwietnia 2011

ani żadnej rzeczy, która jego jest

Pragnienia...

Warte sa tylko tyle, co droga do celu

nie pożądaj żony bliźniego swego

Nie znasz mnie, a całujesz... Mówisz przyjaźń - myślisz seks.
A mi mówi, że kocha - że nie potrafi żyć bez Ciebie.
I jak mam zostać skoro cierpimy troje?

nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu

Czasami zdaza mi sie klamac
Mowiac nieprawde nie o sobie samym
Ale o kims innym

Szczerze wtedy Go nienawidze

nie kradnij

Moja nadzieja
Gdzie jest moja nadzieja?
Moze pod stolem
Napewno tam ja schowalam...

nie cudzołóż

Pijani, nieprzytomni, spleceni w uścisku. Jak jedno ciało pozbawione tlenu, niepotrafiące żyć...

Czy potrafisz wyobrazić sobie...
Czy pamiętasz...
Czy tęsknisz czasami...

Kochaj mnie, jak kiedyś, jak teraz, jak zawsze - bo nigdy nie będziesz mój.

nie zabijaj

Szeptem ani dotykiem
Niech oczy patrzace w przestrzen nie beda puste
Lzy zgasly w plomieniach gniewu
A nadzieja przepadla

czcij ojca swego i matkę swoją

Od tak dawna milczysz, zapomniałaś o mnie? Czy naprawdę nie chcesz mnie już znać?

Niektóre decyzje bolą - mimo, że nie powinny a drogi bywają bardziej kamieniste niż ktokolwiek może to pojąć. Słyszałam łzy, które cicho płynęły Ci po twarzy... Łzy rozczarowania - przekleństwo, które sama wydałaś na świat.

pamiętaj abyś dzien święty święcił

Zaspana, w promieniach wschodzącego słońca modlę się o lepszy dzień. O dzień dobry, z odrobiną uśmiechu wśród zabieganych ludzi.

Z filiżanką kawy na parapecie, gdzieś gdzie boga nie ma - czuję, że jest. Budzący się dzień czasem może natchnąć do życia...

nie będziesz wzywał imienia pana boga twego nadaremno

Krzycz!
Bo Twego krzyku tylko pragnę...

Nie zapominaj - czas minął, nie wróci choćbyś nawet tego pragnął.

nie będziesz miał bogów cudzych przede mną

Jak jedno życie, tak Ciebie Jednego posiadam - nikt nigdy nie zagościł we mnie na dłużej. Dłużej niż chwila - jeden oddech, który dzielimy na pół.

wielkanocnie

Swieta sie zblizaja, wiec zycze wszystkiego najlepszego.
A jutro prezent, ode mnie dla mnie i wszystkich, ktorzy nieuchwytnie czytaja.

sobota, 16 kwietnia 2011

sen o Czesiu

Miałam sen. Dziwny był to sen, ale mi się podobał.
Miałam wyjechać, noc nie przespana, czekająca na odlot.
Akademik (niewyobrażalny) - szklana kopuła z kilkoma piętrami - a w środku każdy z pokoi jak osobne mieszkanie, dom jednorodzinny... alejki między nimi, zieleniejące ławki i światło... Promienie zachodzącego słońca czerwienią odbijające się w okiennych lustrach, migotliwie i ciepło okalające ciszą okryte alejki.
Gdzieś muzyka i śmiechy, zabawa kwitnie na całego - a ja z nimi: tymi co w domu najbliżsi są dla mnie.
Zawędrowałam, odprowadzając wujka (co nie wiem dlaczego i skąd w śnie moim się znalazł) uliczką ciemną, już w nocy schowaną, do tamy jakiejś nieznanej. Szum wody i krople deszczu a buty w błocie...
Wróciłam, szukając zabawy - lecz cisza w dormitorium naszym nastała. Domy jednakowe, jeden przy drugim - spały niewzruszenie, nie odpowiadając na moje prośby.
I spotkałam Czesia, co muzykę tworzy. Ciągnie mnie za rękę, szepcze czułe słówka... Próbuje tłumaczyć: zrobiło się późno, a ja bez biletu, mój portfel zgubiony, nie wiem gdzie ich szukać, a samolot nie będzie czekał. Przytulam się do niego, on się uśmiecha i sen się kończy, ucieka z mej głowy.
Dziwne przebudzenie: nazbyt realne - ciepło i bliskość, czyli to, za czym tęsknię...



Bo podobno warto zacząć Wszystko od nowa
Zaczełam
Setki razy
I nic nigdy z tego nie wyszło

A co mi szkodzi zaczne jeszcze raz
Inne zycie
Z innymi ludzmi
W zupelnie innym miejscu...

Wolno mi
Cokolwiek tylko zechce
I przysiega
Osiagne to, czego pragne
I wiem
Nigdy nie bede szczesliwa

Bo jestem nikim innym
Jak tylko soba

Nie chce
I nie potrafie
Byc
Inna
Nigdy nie bylam
Wiec jak smialabym sie zmienic?

piątek, 15 kwietnia 2011

na wygnaniu

Zaginęłam w podróży...
Wyjechałam - odpocząć i zapomnieć na chwilę o uciążliwości codziennej, o smutkach i problemach kłębiących się w głowie. Nieopanowanie...

Wysprzątałam życie pozostawiając niewiele. Z oddali spoglądam, ale już bez sentymentu. Nadzieja na przyszłość? Już w nią nie wierzę... Czeka mnie wiele pracy.

Uzupełniam plan próbując poskładać jakąś całość.
Cele - tylko do osiągnięcia.

środa, 30 marca 2011

Chcialabym cos napisac
Cos ciekawego
Majacego jakikolwiek sens
Tylko nic jakos nie przychodzi mi do glowy

Moze z racji godziny?
Slowa nie tworza zdan
Jedynie puste mysli
Jak autobusy
Nie zatrzymuja sie na przystankach

Eh ta rzeczywistosc
Przygnebia mnie

Chcialam przypomniec sobie jak jest zyc inaczej
Ciagle jest tak samo

To nie kraj i nie miejsce
To ja nie pasuje
Wiem juz, ze nigdzie

Czyli ze zycie nadal potrafi zaskakiwac?
Nie...
To ja wciaz bylam naiwna

Nigdy i nigdzie

Nie znajde jiuz swojego miejsca
Chocbym nie wiem jak chciala

wtorek, 22 marca 2011

z perspektywy

Nieuchwytnie w godzinach przedświtu, gdzie poranek za horyzontem ukryty - czekam. Myśli ulotne, nieskładne, nie wyspane jeszcze? Szalona noc się skończyła i czas odetchnąć od wrażeń przejrzystych, migoczących w oddali na tle niewschodzącego jeszcze słońca. Gubią się wspomnienia świeże, niezapisane, ukryte w ciemnej nocy... Jak sen z pamięci będę je wyciągać - zaskakując wciąż na nowo siebie...

poniedziałek, 21 marca 2011

o poranku

Kawa najlepiej smakuje w promieniach wschodzącego słońca, na parapecie, wśród mgły... Zaciągając się dymem z papierosa patrze w dal, na uśpione jeszcze miasto leniwie budzące się do życia. Uliczki czekające na nowy dzień, tak inny od dni minionych, pozornie taki sam... Spojrzenia zaspanych kierowców, ledwo dostrzegalne, majaczące w półśnie. Okna czerwone od promieni słońca.
I coś jeszcze - coś co dawno umknęło mojej pamięci...

Otulona kocem delikatnie drżę, chłód rozbudza zaspane ciało i nieuchwytnie prowokuje do życia. Kolejny niepoznany dzień - nadzieje, których nie sposób wypowiedzieć.



"Ogród w Milanówku, koniec listopada" Jarosław Marek Rymkiewicz

Śnieg już pada – przez ogród idzie zima sroga
Kosmos jest jak Vivaldi i nie ma tam Boga

Zima szara królowa idzie w szarych szatach
Wokół niej czarny gawron jej posłaniec lata

Gra przestrzeń to na rożku to na rekorderze
Przez śnieg i ciemność idą małe ślepe jeże

Szare szare obłoki jak skądinąd znaki
Szara królowa śniegu jej szare orszaki

Kosmos jest jak Vivaldi jak jego zagadka
W listkach pod mirabelką w rdestu białych kwiatkach

Idzie zima – w kompoście małe myszy płaczą
Świecie świecie czy one jeszcze cię zobaczą

Kosmos jest jak Vivaldi jego ruda głowa
Bóg który jest gdzie indziej który gdzieś się chowa

Vivaldi jak Bóg który sam sobie się przyśnił
W mirabelkach i w rdeście w czarnych listkach wiśni

Śnieg pada – już zaczyna się konanie myszy
Konanie jeży – jęki których nikt nie słyszy

Ciemno ciemno od trzeciej ciemno od południa
Powrót szarych obłoków wielki powrót grudnia

Wielki kosmos muzyka z wielkiego milczenia
Śnieg pada pozbawiony wszelkiego znaczenia

niedziela, 20 marca 2011

wspomnienie sierpniowej nocy

Czuję oddech na swojej skórze, nierówny, niepotrafiący się skupić... W pomiętej pościeli oszołomieni winem, czerwonym i cierpkim... Pobite kieliszki - krzyk, który chowa się za ścianami... Cisza w której jesteś tylko Ty...
Dotykasz mojej skóry, gładzisz ciało - niespokojnie, tak jakby jutro nie miało być nic. Nauczeni doświadczeniem nie potrafimy zasnąć, nie chcemy żyć... Czas zdaje się być porwany na strzępy.

peron siódmy, zachodnia stacja

Koniec smutków, przynajmniej dziś trzeba spojrzeć światu w oczy.

I spojrzałam... Spacer między kamienicami, po tak dobrze znanych ulicach, w promieniach wiosennego słońca... Ludzie już wiosnę czują między drzewami, w letnich kurtkach, z nogi na nogę, rozkoszując się marcowym powietrzem. Z okularami na nosie w słońce patrzyłam nieustraszenie, gdzieś w parku nad ślizgawką zamarłam dumając o czasach minionych. Gdzieś, kiedyś, w mroku nocy, po pracy zmęczone wracając do domu - jak dzieci bawiłyśmy się świetnie... Jedna za drugą, na placu zabaw, w bladym księżyca świetle, co na miasto rzucał ukradkowe spojrzenie... Dziś błądząc z zamkniętymi oczami spotkałam - no właśnie - kogo? Ni mój on, ni znany... Wstrzymałam oddech na kilka sekund a serce... Jakie serce zresztą... Zbyt wiele tych moich majaków - oczy widzą upragnione twarze, niespokojnie rozglądając się dokoła.

Pociągi, siódmy peron, zachodnia stacja.


sobota, 19 marca 2011

"w samotności pragnę samotności" part 2

Słowa niepowstrzymanie wylewają się z wykrzywionych ust, gorzkie jak niesłodzona herbata, jak cierpka kawa podawana o poranku. Słońce wdarło się do pokoju, spoczęło na uśpionej twarzy, delikatnie zaczęło szeptać: wstań... Cisza przepędzona przez wiatr? Przez słowa i ich słony smak, przez łzy rozlane na policzkach. Czasem mówi się zbyt wiele, czasem ból tłumiony w sercu niezdarnie wyrywa się z zasłoniętej klatki, krzyczy: puść... "Bo ja nie chcę już z Tobą rozmawiać, bo ranią mnie Twoje słowa... Nie, nie przyjadę... Specjalnie nie odbieram telefonów... Czy Ty myślisz, że takiego życia chciałam? Czy mówisz to specjalnie?"
I te łzy i ich słony smak, a wiatr wciąż trzaska oknem... Odkładasz słuchawkę, już nie chcesz mnie słuchać - nie dziwię się, właściwie rozumiem.



piątek, 18 marca 2011

dlaczego nikt mnie nie chce?
gdzie się podziało moje życie?
brak mi odpowiedzi

środa, 16 marca 2011

strach

Godziny przeciekają mi przez palce a wiatr dobija się do okna. Nie wiem od czego zacząć i jak uporządkować teraźniejszość. Wszystko wyolbrzymione, wydaje się przerażać, strach pożera człowieka od środka. Ukryty, niezauważony - czai się w okolicach mostka, spływa w dół i uderza z pełną premedytacją gdzieś poniżej pępka, głęboko - nie możesz go wyciągnąć... Obezwładnia, w jednej chwili paraliżuje, mąci myśli do nieprzytomności. I już nic nie jesteś wstanie zrobić...
kończę i zaczynam
buduję wieżę
zburzyłam zamek
zdarza się

bym się tylko nie zamknęła gdzieś na szczycie

"Samotność" Rilke Rainer Maria

W pustym pokoju przy zgaszonym świetle - szukam natchnienia. Leniwie godziny mijają, niepostrzeżenie pojawił się wieczór - rozgościł się w mojej głowie. Szukam gwiazd na niebie i nie mogę ich dostrzec... Uroki miasta - oświetlonego miasta...

Nowe imię i nowy wiersz, więc przyszedł i czas na niego...
Autor wyśniony - ten, którego imię na zawsze zapamiętam. Poznałam je dawno, w zamierzchłej przeszłości - przez Tego, którego kochałam... Podarował mi książkę - zakochałam się w słowach, prostocie wyrazu, ukrytym znaczeniu uczuć skomplikowanych. Wiersz jest inny - jednak i w nim coś znalazłam.


Rilke Rainer Maria
Samotność
 Samotność jest jak deszcz.
Z morza powstaje, aby spotkac zmierzch;
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,
w rozległe niebo nieustannie wrasta.
Dopiero z nieba opada na miasta.

Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,
kiedy ulice biegną witać ranek,
i kiedy ciała, nie znalazłszy nic,
od siebie odsuwają się rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:

samotność płynie całymi rzekami.

wtorek, 15 marca 2011

"w samotności pragnę samotności" part 1

Dzień chyli się ku upadkowi, a słońce znużone ukryło się za horyzontem. Czekam niecierpliwie nocy w której mroku będę mogła się schować, żyć sama z sobą i zaspokoić moją ciekawość... Eh, te sentymenty - a właściwie naiwność i chęć sprawdzenia: kłamał, czy nie kłamał? Obstawiam drugą ewentualność, brak mi wiary w ludzi.

Podjęłam decyzję - ostatecznie i nieodwołalnie: wyjeżdżam z kraju. Potrzebuję odetchnąć nie-polskim powietrzem, zasłuchać się w dźwięki nieznanej mi mowy i dostrzec coś w świecie, czego nie znałam. Zostaje tydzień na przygotowanie: spakować walizki, opuścić mieszkanie, uczelnia i bliscy. W domu nie mówiłam, nie wspominałam o planach, które po głowie krążą od dłuższego czasu. Boję się rozmowy, która miłą nie będzie - rozczarowanie, złość, pretensje? Od miesiąca nie byłam w domu, jakoś nie spieszno mi do rodzicieli. Kocham ich bardzo, ale... i na tym skończę wypowiedź.

Rozwiązałam dziś umowę o pracę, właściwie zlecenie. Ot tak, bez problemu, bez porozumienia z szefem. Czasem jednak wszystko jest możliwe, czasem pojawia się niewypowiedziany uśmiech, który zmusza przechodniów do uwagi. Zazdroszczą, wszyscy mi zazdroszczą. Jakby jeszcze było czego... Cieszę się z wyjazdu - równie mocno, jak się go boję. Brak mi pewności, czy będę tam mile widziana, czy w ogóle warto jechać. Ciesze się, że rzucam wszystko - może uda się zacząć od nowa.

____________________________________________________


Wieczór skończony - babskie gadanie, wspominki przeszłości, opowiastki wyśnione skropione śmiechem. Sen nadchodzi, niepostrzeżenie opadł na mym obliczu, majaki senne już mi się marzą - może dziś coś zapamiętam.

____________________________________________________


Ciekawe, wieczór trwa - nieprzerwanie. Bartek mnie zaskoczył: Wyjeżdżasz? Tak ci nie pozwolę... Napijmy się!
Pół litra wódki, żołądkowa gorzka, nienawidzę - wypiłam. Wiem już dlaczego z nim mieszkam - jest mój. Człowiek, którego rozumiem - ten, który nie rozumiejąc mnie - rozumie, stara się pojąć. Czas zatacza kręgi... Mówiłam: "w samotności pragnę samotności" - on, który mi to przytacza. Powtarza moje słowa, które ode mnie usłyszał. Zatraca się nad ich prostotą, szukając nieistniejącego sensu. Mówiłam: gimnazjum, liceum? Nie pamiętam... Niewiele pamietam... Kacper pytał o moje motto w życiu - nie wiedziałam. Teraz już wiem, nie pamiętałam... Czasem się za to nienawidzę.

I żebym nie zapomniała Dlaczego o nim właśnie piszę...






Miałam jeszcze tyle do powiedzenia... Myślę, że na dzisiaj już dość. Dobranoc, czas przyłożyć głowę do poduszki. I niech się przyśnią sny nieprzyśnione - te, które prowokują uśmiech na zaspanej twarzy.

poniedziałek, 14 marca 2011

o wschodzie słońca

Kolejna utracona szansa - szansa, której nigdy nie było. Nie było nadziei, a czuje się stratę - zawiedziona, rozczarowana, wciąż nie pogodzona z życiem. Z życiem, które należy do mnie - a które z żadnej perspektywy nie wygląda tak, jakbym tego chciała. Nieustannie i bez wytchnienia, wciąż uciekam. Szukając szczęścia, spokoju, ciszy? Nie wiem... Nie wiedziałam rozpoczynając podróż, widziałam jej koniec - czasem bywał nazbyt wyraźny. Mówiłam: umarłam. Jak widać: wciąż żyję.

Nieuchwytnie, o poranku... Wstaję, co dzień czując słońce na zaspanych polikach, rumienię się przed lustrem - ze wstydu, ze smutku. Nigdzie nie dotarłam, donikąd już nie zmierzam, nikogo już nie widzę na swojej drodze. Może czas zacząć żyć? Czuję, że muszę zacząć łapać słońce...
Nie obiecuję. Nie wiem co będzie. Teraz uciekam - gdzieś, gdzie będę mogła odpocząć, tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.

Teraz będę pisać - mam nowe imię i nowy wiersz. Wkrótce będę miała nowe życie.

Nic się nie zmieniło.


Słowem wstępu o smutku i codzienności - teraz cieszę, że mogę zacząć od nowa. Nie będzie tu zmian do czasu, aż pojawią się w moim życiu. Będzie nowy obraz.

Ps. Przypadkowo zupełnie wybrałam datę niezapomnianą. Dwa lata temu obudziłam się martwa, dziś już nie pamiętam.
Ps. Opowiem tę historię, w przyszłości, z perspektywy.
Ps. Przepraszam, że smucę. Tak właśnie powinnam zacząć.

sobota, 12 marca 2011

zły dzień

chyba dzisiaj jest zły dzień
nie żeby coś się stało
właściwie przedpołudnie urocze
w ulubionym toważystwie
wyśmienite wręcz
teraz tylko mnie jakoś tak natchneło
że jest źle
że nie jestem szczęśliwa
i nie tak powinno być

zawsze miałam obłęd na tle własnej figury
przekraczałam granice
marniałam w oczach
teraz
nie mieszczę sie we własne ciuchy
budujące to to nie jest
chcę dobrze wyglądać
a już nie potrafię
nie mogę zebrać się w sobie
żeby coś z tym zrobić

środa, 2 marca 2011

poranek

słoneczny
i skropiony uśmiechem
słońce nieproszone wdziera się do żołądka
ot jakoś tak
niewypowiedzianie

i kawa na korytarzu
jak za starych akademikowych czasów

poniedziałek, 28 lutego 2011

a Ty całuj mnie...

okupuję nie swój pokój
na Czesia z obiadem czekam
i nawet co nieco dobre mi wyszło...

uśmiech od twarzy mi się nie odkleja
z wyjątkiem wczorajszej nocy
na przemyślenia mi się zebrało
wywnioskowałam: nic nigdy z tego nie będzie
nie potrafię przecież kochać
a co z związku bez kochania?
jakiego zresztą związku?
niezobowiązujące spotkania
kawa - herbata
film
i nawet masaż mi zrobił Pan masażysta
ehh... jak ciepło się zrobiło
to ponoć przez poprawę krążenia
dwa dni z ciepłymi rączkami chodziłam
wniosek, że działa

a powiem, że działa


i tak chodzi niewinnie po głowie
aż chce się krzyczeć:
a Ty całuj mnie!


niedziela, 27 lutego 2011

na wygnaniu

czasem człowiek staje się bezdomny
niespodziewanie zupełnie
i nie ma wtedy gdzie spać
i nie ma miejsca aby się przytulić
i złość człowieka ogarnia

a wiecie jak trudno prosić: przenocuj mnie (?)
choć bywa to przyjemne...
nocowanie mam na myśli
nie prośbę...

i dziwne uczucie:
śni mi się mężczyzna
ot tak, ze mnie całuję
otwieram oczy nagle przebudzona
i widzę jego twarz wpatrzoną we mnie

mrozi krew w żyłach
to spojrzenie
którego nie rozumiem

ponadto to dobrze mi ostatnio
ot tak
od kilku godzin

sobota, 26 lutego 2011

o Nim (dowolnie)

chciałabym chcieć
przynajmniej czasami

serce niczym lód
ale mówią, że i do tego można się przyzwyczaić

czasem marzę aby Go zobaczyć
a czasem chcę by nie istniał
nieskończenie tęsknię

czwartek, 24 lutego 2011

... a czasem wręcz przeciwnie!
Pierwsza sprzedaż sanmarowa
i ci mężczyźni...
od nich to głowa boli
i nigdy nie pojawiają się pojedyńczo

Soy kłaniam się :)

środa, 23 lutego 2011

ciężki dzień
czasem dni bywają złe

wtorek, 22 lutego 2011

najpiękniejsz w życiu sen

miałam najpiękniejszy w życiu sen
nie pamiętam co mi się śniło
ale obudziłam się w Jego ramionach
wirtualnie oczywiście

poniedziałek, 21 lutego 2011

pytanie egzystencjalne (chyba)

jak długo można szukać nie znajdując nic?
nadzieja umarła

niedziela, 20 lutego 2011

2 plus 2 dla mnie jest 8

spodnie w kratę i zielony sweter
w połączeniu: wyglądam jakbym nie wyglądała
znaczy, że już jest źle
nic to
czuję, że czas na zmiany
migracje po głowie mi chodzą
na razie spontanicznie
czuję, że jednak muszę to przemyśleć
będzie jak ma być
a Poznaniem zaczynam żygać

piątek, 18 lutego 2011

wypłata, czytaj kieszonkowe

napisałabym kilka słów
ale same brzydkie przychodzą mi do głowy
jakoś tak
bez konkretnego powodu

i tęsknie za siódemką
tam to chociaż wypłata była satysfakcjonująca
i ludzie fajni
no ale tu też są
ludzie
bo pieniędzy nie ma

czwartek, 17 lutego 2011

o filmie, i jego działaniu

zaginęłam na poznańskich bezdrożach
międzyczasie oglądam californication
podoba mi się
nawet się wzruszyłam
pierwszy sezon przypłaciłam zastanowieniem nad moim życiem
i nad tym jakie jest podłe
drugi sezon: i żyje się dalej
bo kto by myślał o miłości, kiedy nie ma na chleb

i takie tam inne

nie chce mi się pisać

środa, 16 lutego 2011

Dialogggg

- Niektórzy to mają fajne, krótkie życie.
* Dlaczego fajne?
- Bo krótkie.

środa, 9 lutego 2011

idzie, nie idzie: nie wiem

jakas nadzieja tli się w mojej głowie
jakoś raźniej mi na sercu
wiosnę czuję
nadchodzi...
mrocznymi ścieżkami skrada się nieopodal
czuje jej perfumy
ulotnie
gdy wiatr zawiewa
chowam je w moim wnętrzu

poniedziałek, 7 lutego 2011

dzień powszedni, czyli nic ciekawego

zmęczona...
cały dzień na drewnianym krześle
nie wygodnym na dodatek
szkolenie średnio udane: nic nie pamiętam...
noc zapowiada się zatem ambitnie
zgłębianie oferty biznesowej orange
i jeszcze podłogę muszę umyć
ech ta codzienność...

sobota, 5 lutego 2011

m.l.t.(a)

akademikowo dzisiaj
Przemo i Jeremiasz z gitarami
przy żołądkowej
czyli jak sprzed lat

mówiłam, że wieczór wczorajszy udany?
z miną na kwintę ukryta w najciemniejszym koncie
jak zawsze zwracałam na siebie uwagę
bo taka smutna
bo cicha
jak miło słuchać słów
nie lubię tylko odmawiać
niektórzy bywają natrętni
inni natomiast przeciwnie
dziwię się nadal, że mimo wszystko się podobam...
mimo, że wciąż milczę
ludzie bywają różni
niech będzie tak jak chcę
niech życzenie się spełni

śniadaniowy spacer

wietrznie i strasznie za oknem
bure chmury nadymając się okrągleją
słońce ukryte na końcu świata
zapewne wyemigrowało w poszukiwaniu pracy
a ja rozmarzona jakaś taka dziś jestem
poranny spacer wymarzyłam
wiatr zakręcił w głowie
włosy zawirowały w tańcu
cały dzień ich ogarnąć nie mogę
serce wyczuwa wiosnę
i zatracona energia powraca
brak mi jeszcze uśmiechu i pewności siebie
słowa zapomniane w zdania nie potrafią się składać
nieśmiało tylko spogladam
zaglądam komuś w oczy
szukam perspektyw

piątek, 4 lutego 2011

porannie

pobudka 7 rano...
a zamierzałam wstać o 6
no cóż
jak w nocy ma się trzy pobudki
i w pakiecie wzrost adrenaliny uniemożliwiający powtórne zaśnięcie
to plany się sypią
od rana intensywnie
pranie pranie pranie
czyli, że trzeba biegać cztery piętra w te i wefte
na dodatek w piżamie
nawet Ulkę dziś zdążyłam odwiedzić
pierwszy raz składając skargę
no i moja cierpliwość się skączyła

czwartek, 3 lutego 2011

szukam pracy
szukam zajęcia
bo muszę jakoś się uwolnić
nie ucieknę przed sobą
ale chociaż zajmę umysł czymś pożytecznym

wtorek, 1 lutego 2011

niczym wiatr

unosząc się w powietrzu spoglądam przed siebie
niczym ptak odwiedzam lasy
drzewa kłaniają się przede mną
jestem wolna
przynajmniej czasem tak mi się wydaje

czwartek, 27 stycznia 2011

Once

Zakochałam się: wspaniały film, powalająca muzyka...






Once stworzony przez Johna Carney'a porusza prostotą i prawdziwością wyrazu, dotyka w najdelikatniejszy sposób uczuć ukrytych - tych, o których istnieniu sami czasem nie wiemy.
Prosta historia rozgrywająca się na ulicach Dublina, dwoje młodych, skrzywdzonych przez życie ludzi odnajduje w sobie nadzieję. Zaczynają wspólnie tworzyć muzykę odnajdując przy tym utracony sens. Mijają się w miłości nie potrafiąc siebie odnaleźć, spełniają marzenia, które marzeniami już nie są...
\

Historia jak wiele innych, jednak może ta jest wyjątkowa?

chłopiec i karton mleka

Opowiadał mi kiedyś, nie pamiętam już czy to było zimą czy w wakacje... Wracał z pracy, w promieniach zachodzącego słońca, uśmiechnięty, zadowolony z minionego dnia. Mały chłopiec, może ośmioletni, wyprzedził Go na jednej z ulic. Szedł raźnym, zdecydowanym krokiem - i nagle stało się... Nic znaczącego, ot tylko... Reklamówka, zwykła, foliowa - pękła. Zakupy rozsypały się po chodniku uciekając małemu we wszystkie możliwe strony. Rozbite mleko zakolorowało chodnik biało rozlewając się dookoła. Gorzkie łzy chłopca ściekały po policzkach, a przerażenie w jego oczach onieśmielało. Podszedł, zaczął zbierać ocalałe, rozweselić chłopca... "Mama będzie zła, będzie biła", zanosił się od płaczu. A On wyciągnął z portfela pieniądze, wręczył małemu i nakazał niezwłocznie wrócić do sklepu. Starczyło nie tylko na mleko, ale i na tonę słodyczy, które uszczęśliwiły malca.
Każdy poszedł w swoją stronę: jeden bezpieczny, drugi z poczuciem własnej dobroci i smutku, który wypełnia ten świat.

Przypomniana historia sprzed ponad roku, opowiadana była mi z pasją, z zastanowieniem. Między słowami kryła się refleksja: czyli ja jednak miałem dobre dzieciństwo i to spojrzenie w dal, kiedy tęskni się za czymś utraconym.


czwartek, 20 stycznia 2011

...

wytyczać ścieżki na nowo
zacznę
przysięgam
jeszcze tylko parę chwil
jeszcze tylko nie wiem kiedy
rutyna
nieustannie i wciąż to samo

czwartek, 13 stycznia 2011

pod kołdrą

wstac z łóżka jest tak ciężko
z każdym dniem coraz trudniej zebrac się w całośc
układanka niedokończona
elementy nieskładne
połamane puzzle
w innej czasoprzestrzeni zostawiłam czucie

błądzą myśli nieuporządkowane
szukając celu
nie mam czym oddychac
nurkuję zbyt głęboko
pożądam niemożliwego
wciąż snując tylko jedno marzenie
wspomnieniem te chwile gdy już sen trzymałam pod rękę
znudzona życiem dryfowałam w marzenia
schowana pod kołdrą pragnę nie wstawac
zamknięta w pokoju zapominam życia
zamykam oczy i widzę
siebie zupełnie gdzie indziej
gdzieś, gdzie nigdy nie dotrę

pod kołdrą schowana usiłuję życ na bakier
rzeczywistości uniknąc
z przymkniętymi powiekami
i misiem w ramionach

środa, 12 stycznia 2011

ogłoszenie matrymonialne

niech mnie ktoś w końcu przeleci!
ale nie tak po prostu
nie tak by zaliczyc i iśc dalej
nie bawią mnie przygody jednonocne
zbyt wiele już tego było

zaproś mnie na kawę
opowiadaj malując obrazy
stwórz bajkę przed moimi oczami
niech świat mieni się kolorem
nierozpoznawalnym
niech mogę dotknąc marzeń
niech zacznę śnic

rozkochaj całując
muskając mą szyję
gubiąc się w mych lokach

pozwól zapomniec o świecie
i zdobądź mój uśmiech
zdobywając ciało

niech znajdę przestrzeń nienamacalną
ukryta w bólu otworzę oczy
zapatrzona w Ciebie nikogo nie zechcę
tonąc w rozkoszy
szeptac będę do ucha
Ty jeden jedyny
nikt nigdy więcej
nikogo nie było
kochaj mnie całą
głaszcz moją skórę

jednym powietrzem
w słodkim uścisku
będziemy sobą
Ty we mnie
ja w Tobie
zapłonie ogień
roześmiani
spełnieni
zaśniemy
po to by tylko budzic się w sobie
wciąż, nieustannie
każdej nocy
i wciąż o poranku
a jeśli zechcesz
zrobię Ci kawę
byś do pracy biegnąc marzył jedynie o ustach
które sprowadzą spokój na Twą duszę
przyniosą rozkosz ciału
delikatnie
z przekąsem
będę się droczyc
doprowadzając Cię do furii
aż zechcesz mnie posiąśc
teraz
natychmiast
nie pytając o zgodę
zrobię dla Ciebie wszystko
o ile tylko zapragnę

poniedziałek, 10 stycznia 2011

bora bora

z dnia na dzień
z tygodnia na tydzień
coraz gorzej
już nie potrafię podnieśc się z łóżka
już nie potrafię życ
ja chyba nigdy się nie zmienię
czy zna ktoś może dobrego psychiatrę?
potrzebuję na już...
właściwie na wczoraj


a wczoraj był koncert:
pomieszanie z poplątaniem
mogłabym słuchac go bez końca
widowisko
przedstawienie
show z prawdziwego zdarzenia
Czesław Mozil

brakuje mi słów
w jakimkolwiek wydaniu
słownik może by się przydał?
wczoraj znów widziałam Piotrka
zdecydowanie brogans mi nie służy
właściwie nikt i nic nie jest wskazane

myślałam o wyspie
zagubionej na oceanie
gdzie stoją chatki budowane z trzciny
wprowadzając się dostajesz jedną...
takie to niewielkie
jakieś nie pozorne
przeszklona podłoga
chodząc po oceanie może zapomina się o życiu?
może nie...

wymarzone miejsce na zamieszczonej fotografii
nic ponad to
niczego więcej na dzisiaj nie chcę
i ten błękit
cisza na choryzącie
nie licząc morskiego szumu
który zaszumiałby wszystko
wszystkie bóle i smutki
te rany krwawiące
głowę, którą zarastają chwasty

i tak dalej
i już

sobota, 8 stycznia 2011

URODZINKI

STO LAT STO LAT
I WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO
MALUTKAAAAA
:*

zapamietać, wbic sobie do głowy, i niech nikt tego nie czyta

chyba nigdy sobie nie wybaczę
taki błąd
no taki błąd!!!

a tak poważnie:
głupia byłam
nie doceniłam tego, co jest warte grzechu
co gorsze:
nigdy tego nie odzyskam

a dziś Go widziałam i jest mi źle
On dziwnie na mnie wpływa
gorzej niż Ten, którego (niby) pokochałam
nad stratą Piotrka ubolewam
zdając sobie sprawę, że wina jest moja i tylko moja
i niby dlaczego?
bo nie potrafiłam zapomnieć
błąd
największy błąd w moim życiu

powiedziałabym:wróć
ale to już niemożliwe
...

czwartek, 6 stycznia 2011

zgubione słowa

Siedząc w pokoju rozmyślam, o tym kim jestem i co robię. Wiecznie zagubiona, nieszczęśliwa nie potrafię odnaleźć sensu, brak mi celu i mocy by do niego dążyć. Mam pisać, że świat stracił barwy? Paleta wciąż stoi przede mną, tylko mi nie chce się malować.
Okrutna wobec siebie samej zamykam się przed ludźmi, uciekam przed spojrzeniami. Pytasz: co jest? A ja wciąż milczę - bo niby co mam powiedzieć?
Nie mówię, nie uśmiecham się, niczego już nie potrzebuję.
Czy jest mi źle?
Nie potrafię odpowiedzieć, już na żadne pytanie nie potrafię odpowiedzieć.
Patrząc w lustro nie odnajduję siebie.
Skrzywiony obraz kogoś znajomego.
Dawno po moich policzkach nie płynęły łzy...
Nie ma już kto ich zetrzeć.

hurt: nin/johnny cash




o dziurach w płocie

Kiedyś, dawno dawno temu ktoś mi bliski w liście przysłał mi opowieść. Takie to proste było i nieskomplikowane. Dziś przeglądając strony internetowe natknęłam się na nią - nie chcę jej więcej szukać.

"Marek nie miał łatwego charakteru.
     Jego ojciec dał mu pewnego dnia worek gwoździ i kazał wbijać w okalający ogród płot - każdy brak cierpliwości, każdą kłótnię miał dokumentować jeden gwóźdź w płocie.
     Pierwszego dnia wbił ich 37. W następnych tygodniach nauczył się panować nad sobą i liczba wbijanych gwoździ malała z dnia na dzień: odkrył, że łatwiej jest panować nad sobą niż wbijać gwoździe.
     Wreszcie nadszedł dzień, w którym nie wbił ani jednego. Poszedł więc do ojca i powiedział mu to. Wtedy ojciec kazał mu wyciągać z płotu jeden gwóźdź każdego dnia, w którym nie straci cierpliwości i nie pokłóci się z nikim.
     Mijały dni i w końcu Marek mógł powiedzieć: - Wyciągnąłem z płotu wszystkie gwoździe.
Wtedy ojciec zaprowadził go przed płot i rzekł:
     - Spójrz ile w płocie jest dziur. Płot nigdy już nie będzie taki, jak dawniej. Kiedy się z kimś kłócisz, kiedy kogokolwiek i w jakikolwiek sposób obrażasz zostawiasz w nim ranę. Możesz wbić człowiekowi nóż, a potem go wyciągnąć, ale rana pozostanie. Nieważne, ile razy będziesz przepraszał, rana pozostanie; rana zadana słowem boli tak samo, jak rana fizyczna. Mów więc ludziom miłe rzeczy, uśmiechaj się zamiast martwić i denerwować, nie narzekaj, nie patrz na wroga wilkiem, a jeśli to możliwe postaraj się zrobić coś, co wywoła choć niewielki uśmiech na jego twarzy. Wiem, to nie jest łatwe, ale nikt nie mówi, że życie jest usłane różami i nie wymaga od nas żadnego wysiłku"


oj takie tam - bajanie
:)

środa, 5 stycznia 2011

stając się niewidzialną

jestem sobie
trwam
i nawet tego mi się nie chce
Peran zaprasza na piwo
Dawid pyta czy to aby mój numer
Damian zaproszony na herbatę próbował zostac do śniadania

a ja udaję, że mnie nie ma
ukrywam się we własnym domu
ciekawe kiedy mi przejdzie
i kiedy nareszcie zacznę życ
wyrzuty sumienia gryzą nieustannie
bo jak mam tłumaczyc mój stan?
życ mi się nie chce: tzn. uczestniczyc w życiu
zwał jak zwał
potrzebuje siebie i mojego uśmiechu

Tomek by mi się przydał...
kolega z pracy:
lubiłam go słuchac
pięknie opowiadał
widział nie patrząc
równie odległy i zawsze sam
zawsze w tłumie
pomógł mi jak nikt wczesniej
sam o tym nie wiedząc
nie słowami
tym jaki był
tym co zrobił w mojej głowie
pozwolił zapomniec
nauczył nie czuc
bo udowodnił, że mogę trwac bez "Niego"
(tego mojego, za którym tęskniąc nieustannie łzy wylewam)
nie zapomniałam
ale i nie tęsknię

szkoda, że Tomka już nie ma
oj takie tam...

wtorek, 4 stycznia 2011

pararara

pararara
pararara
pararara
i leci muzyka ponad chmurami
wysoko
gdzieś między gwiazdami
ukryta za zaspą śnie marzeniami
widzę kraje dalekie
i ludzi śpiewających nieznaną mi melodię
gdzieś pomiędzy drzewami
gdzieś tam
gdzie mnie nie ma...

bez tytułu

wrócilam
Poznań zaśnieżony
a mi się wcale nie chce tu być

ukryję się w sobie
może nikt nie zauważy, że jednak jestem
nieokiełznana
i znów jakaś pogubiona
straciłam słowa
ukryłam myśli
udaję, że śpię