środa, 30 marca 2011

Chcialabym cos napisac
Cos ciekawego
Majacego jakikolwiek sens
Tylko nic jakos nie przychodzi mi do glowy

Moze z racji godziny?
Slowa nie tworza zdan
Jedynie puste mysli
Jak autobusy
Nie zatrzymuja sie na przystankach

Eh ta rzeczywistosc
Przygnebia mnie

Chcialam przypomniec sobie jak jest zyc inaczej
Ciagle jest tak samo

To nie kraj i nie miejsce
To ja nie pasuje
Wiem juz, ze nigdzie

Czyli ze zycie nadal potrafi zaskakiwac?
Nie...
To ja wciaz bylam naiwna

Nigdy i nigdzie

Nie znajde jiuz swojego miejsca
Chocbym nie wiem jak chciala

wtorek, 22 marca 2011

z perspektywy

Nieuchwytnie w godzinach przedświtu, gdzie poranek za horyzontem ukryty - czekam. Myśli ulotne, nieskładne, nie wyspane jeszcze? Szalona noc się skończyła i czas odetchnąć od wrażeń przejrzystych, migoczących w oddali na tle niewschodzącego jeszcze słońca. Gubią się wspomnienia świeże, niezapisane, ukryte w ciemnej nocy... Jak sen z pamięci będę je wyciągać - zaskakując wciąż na nowo siebie...

poniedziałek, 21 marca 2011

o poranku

Kawa najlepiej smakuje w promieniach wschodzącego słońca, na parapecie, wśród mgły... Zaciągając się dymem z papierosa patrze w dal, na uśpione jeszcze miasto leniwie budzące się do życia. Uliczki czekające na nowy dzień, tak inny od dni minionych, pozornie taki sam... Spojrzenia zaspanych kierowców, ledwo dostrzegalne, majaczące w półśnie. Okna czerwone od promieni słońca.
I coś jeszcze - coś co dawno umknęło mojej pamięci...

Otulona kocem delikatnie drżę, chłód rozbudza zaspane ciało i nieuchwytnie prowokuje do życia. Kolejny niepoznany dzień - nadzieje, których nie sposób wypowiedzieć.



"Ogród w Milanówku, koniec listopada" Jarosław Marek Rymkiewicz

Śnieg już pada – przez ogród idzie zima sroga
Kosmos jest jak Vivaldi i nie ma tam Boga

Zima szara królowa idzie w szarych szatach
Wokół niej czarny gawron jej posłaniec lata

Gra przestrzeń to na rożku to na rekorderze
Przez śnieg i ciemność idą małe ślepe jeże

Szare szare obłoki jak skądinąd znaki
Szara królowa śniegu jej szare orszaki

Kosmos jest jak Vivaldi jak jego zagadka
W listkach pod mirabelką w rdestu białych kwiatkach

Idzie zima – w kompoście małe myszy płaczą
Świecie świecie czy one jeszcze cię zobaczą

Kosmos jest jak Vivaldi jego ruda głowa
Bóg który jest gdzie indziej który gdzieś się chowa

Vivaldi jak Bóg który sam sobie się przyśnił
W mirabelkach i w rdeście w czarnych listkach wiśni

Śnieg pada – już zaczyna się konanie myszy
Konanie jeży – jęki których nikt nie słyszy

Ciemno ciemno od trzeciej ciemno od południa
Powrót szarych obłoków wielki powrót grudnia

Wielki kosmos muzyka z wielkiego milczenia
Śnieg pada pozbawiony wszelkiego znaczenia

niedziela, 20 marca 2011

wspomnienie sierpniowej nocy

Czuję oddech na swojej skórze, nierówny, niepotrafiący się skupić... W pomiętej pościeli oszołomieni winem, czerwonym i cierpkim... Pobite kieliszki - krzyk, który chowa się za ścianami... Cisza w której jesteś tylko Ty...
Dotykasz mojej skóry, gładzisz ciało - niespokojnie, tak jakby jutro nie miało być nic. Nauczeni doświadczeniem nie potrafimy zasnąć, nie chcemy żyć... Czas zdaje się być porwany na strzępy.

peron siódmy, zachodnia stacja

Koniec smutków, przynajmniej dziś trzeba spojrzeć światu w oczy.

I spojrzałam... Spacer między kamienicami, po tak dobrze znanych ulicach, w promieniach wiosennego słońca... Ludzie już wiosnę czują między drzewami, w letnich kurtkach, z nogi na nogę, rozkoszując się marcowym powietrzem. Z okularami na nosie w słońce patrzyłam nieustraszenie, gdzieś w parku nad ślizgawką zamarłam dumając o czasach minionych. Gdzieś, kiedyś, w mroku nocy, po pracy zmęczone wracając do domu - jak dzieci bawiłyśmy się świetnie... Jedna za drugą, na placu zabaw, w bladym księżyca świetle, co na miasto rzucał ukradkowe spojrzenie... Dziś błądząc z zamkniętymi oczami spotkałam - no właśnie - kogo? Ni mój on, ni znany... Wstrzymałam oddech na kilka sekund a serce... Jakie serce zresztą... Zbyt wiele tych moich majaków - oczy widzą upragnione twarze, niespokojnie rozglądając się dokoła.

Pociągi, siódmy peron, zachodnia stacja.


sobota, 19 marca 2011

"w samotności pragnę samotności" part 2

Słowa niepowstrzymanie wylewają się z wykrzywionych ust, gorzkie jak niesłodzona herbata, jak cierpka kawa podawana o poranku. Słońce wdarło się do pokoju, spoczęło na uśpionej twarzy, delikatnie zaczęło szeptać: wstań... Cisza przepędzona przez wiatr? Przez słowa i ich słony smak, przez łzy rozlane na policzkach. Czasem mówi się zbyt wiele, czasem ból tłumiony w sercu niezdarnie wyrywa się z zasłoniętej klatki, krzyczy: puść... "Bo ja nie chcę już z Tobą rozmawiać, bo ranią mnie Twoje słowa... Nie, nie przyjadę... Specjalnie nie odbieram telefonów... Czy Ty myślisz, że takiego życia chciałam? Czy mówisz to specjalnie?"
I te łzy i ich słony smak, a wiatr wciąż trzaska oknem... Odkładasz słuchawkę, już nie chcesz mnie słuchać - nie dziwię się, właściwie rozumiem.



piątek, 18 marca 2011

dlaczego nikt mnie nie chce?
gdzie się podziało moje życie?
brak mi odpowiedzi

środa, 16 marca 2011

strach

Godziny przeciekają mi przez palce a wiatr dobija się do okna. Nie wiem od czego zacząć i jak uporządkować teraźniejszość. Wszystko wyolbrzymione, wydaje się przerażać, strach pożera człowieka od środka. Ukryty, niezauważony - czai się w okolicach mostka, spływa w dół i uderza z pełną premedytacją gdzieś poniżej pępka, głęboko - nie możesz go wyciągnąć... Obezwładnia, w jednej chwili paraliżuje, mąci myśli do nieprzytomności. I już nic nie jesteś wstanie zrobić...
kończę i zaczynam
buduję wieżę
zburzyłam zamek
zdarza się

bym się tylko nie zamknęła gdzieś na szczycie

"Samotność" Rilke Rainer Maria

W pustym pokoju przy zgaszonym świetle - szukam natchnienia. Leniwie godziny mijają, niepostrzeżenie pojawił się wieczór - rozgościł się w mojej głowie. Szukam gwiazd na niebie i nie mogę ich dostrzec... Uroki miasta - oświetlonego miasta...

Nowe imię i nowy wiersz, więc przyszedł i czas na niego...
Autor wyśniony - ten, którego imię na zawsze zapamiętam. Poznałam je dawno, w zamierzchłej przeszłości - przez Tego, którego kochałam... Podarował mi książkę - zakochałam się w słowach, prostocie wyrazu, ukrytym znaczeniu uczuć skomplikowanych. Wiersz jest inny - jednak i w nim coś znalazłam.


Rilke Rainer Maria
Samotność
 Samotność jest jak deszcz.
Z morza powstaje, aby spotkac zmierzch;
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,
w rozległe niebo nieustannie wrasta.
Dopiero z nieba opada na miasta.

Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,
kiedy ulice biegną witać ranek,
i kiedy ciała, nie znalazłszy nic,
od siebie odsuwają się rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:

samotność płynie całymi rzekami.

wtorek, 15 marca 2011

"w samotności pragnę samotności" part 1

Dzień chyli się ku upadkowi, a słońce znużone ukryło się za horyzontem. Czekam niecierpliwie nocy w której mroku będę mogła się schować, żyć sama z sobą i zaspokoić moją ciekawość... Eh, te sentymenty - a właściwie naiwność i chęć sprawdzenia: kłamał, czy nie kłamał? Obstawiam drugą ewentualność, brak mi wiary w ludzi.

Podjęłam decyzję - ostatecznie i nieodwołalnie: wyjeżdżam z kraju. Potrzebuję odetchnąć nie-polskim powietrzem, zasłuchać się w dźwięki nieznanej mi mowy i dostrzec coś w świecie, czego nie znałam. Zostaje tydzień na przygotowanie: spakować walizki, opuścić mieszkanie, uczelnia i bliscy. W domu nie mówiłam, nie wspominałam o planach, które po głowie krążą od dłuższego czasu. Boję się rozmowy, która miłą nie będzie - rozczarowanie, złość, pretensje? Od miesiąca nie byłam w domu, jakoś nie spieszno mi do rodzicieli. Kocham ich bardzo, ale... i na tym skończę wypowiedź.

Rozwiązałam dziś umowę o pracę, właściwie zlecenie. Ot tak, bez problemu, bez porozumienia z szefem. Czasem jednak wszystko jest możliwe, czasem pojawia się niewypowiedziany uśmiech, który zmusza przechodniów do uwagi. Zazdroszczą, wszyscy mi zazdroszczą. Jakby jeszcze było czego... Cieszę się z wyjazdu - równie mocno, jak się go boję. Brak mi pewności, czy będę tam mile widziana, czy w ogóle warto jechać. Ciesze się, że rzucam wszystko - może uda się zacząć od nowa.

____________________________________________________


Wieczór skończony - babskie gadanie, wspominki przeszłości, opowiastki wyśnione skropione śmiechem. Sen nadchodzi, niepostrzeżenie opadł na mym obliczu, majaki senne już mi się marzą - może dziś coś zapamiętam.

____________________________________________________


Ciekawe, wieczór trwa - nieprzerwanie. Bartek mnie zaskoczył: Wyjeżdżasz? Tak ci nie pozwolę... Napijmy się!
Pół litra wódki, żołądkowa gorzka, nienawidzę - wypiłam. Wiem już dlaczego z nim mieszkam - jest mój. Człowiek, którego rozumiem - ten, który nie rozumiejąc mnie - rozumie, stara się pojąć. Czas zatacza kręgi... Mówiłam: "w samotności pragnę samotności" - on, który mi to przytacza. Powtarza moje słowa, które ode mnie usłyszał. Zatraca się nad ich prostotą, szukając nieistniejącego sensu. Mówiłam: gimnazjum, liceum? Nie pamiętam... Niewiele pamietam... Kacper pytał o moje motto w życiu - nie wiedziałam. Teraz już wiem, nie pamiętałam... Czasem się za to nienawidzę.

I żebym nie zapomniała Dlaczego o nim właśnie piszę...






Miałam jeszcze tyle do powiedzenia... Myślę, że na dzisiaj już dość. Dobranoc, czas przyłożyć głowę do poduszki. I niech się przyśnią sny nieprzyśnione - te, które prowokują uśmiech na zaspanej twarzy.

poniedziałek, 14 marca 2011

o wschodzie słońca

Kolejna utracona szansa - szansa, której nigdy nie było. Nie było nadziei, a czuje się stratę - zawiedziona, rozczarowana, wciąż nie pogodzona z życiem. Z życiem, które należy do mnie - a które z żadnej perspektywy nie wygląda tak, jakbym tego chciała. Nieustannie i bez wytchnienia, wciąż uciekam. Szukając szczęścia, spokoju, ciszy? Nie wiem... Nie wiedziałam rozpoczynając podróż, widziałam jej koniec - czasem bywał nazbyt wyraźny. Mówiłam: umarłam. Jak widać: wciąż żyję.

Nieuchwytnie, o poranku... Wstaję, co dzień czując słońce na zaspanych polikach, rumienię się przed lustrem - ze wstydu, ze smutku. Nigdzie nie dotarłam, donikąd już nie zmierzam, nikogo już nie widzę na swojej drodze. Może czas zacząć żyć? Czuję, że muszę zacząć łapać słońce...
Nie obiecuję. Nie wiem co będzie. Teraz uciekam - gdzieś, gdzie będę mogła odpocząć, tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.

Teraz będę pisać - mam nowe imię i nowy wiersz. Wkrótce będę miała nowe życie.

Nic się nie zmieniło.


Słowem wstępu o smutku i codzienności - teraz cieszę, że mogę zacząć od nowa. Nie będzie tu zmian do czasu, aż pojawią się w moim życiu. Będzie nowy obraz.

Ps. Przypadkowo zupełnie wybrałam datę niezapomnianą. Dwa lata temu obudziłam się martwa, dziś już nie pamiętam.
Ps. Opowiem tę historię, w przyszłości, z perspektywy.
Ps. Przepraszam, że smucę. Tak właśnie powinnam zacząć.

sobota, 12 marca 2011

zły dzień

chyba dzisiaj jest zły dzień
nie żeby coś się stało
właściwie przedpołudnie urocze
w ulubionym toważystwie
wyśmienite wręcz
teraz tylko mnie jakoś tak natchneło
że jest źle
że nie jestem szczęśliwa
i nie tak powinno być

zawsze miałam obłęd na tle własnej figury
przekraczałam granice
marniałam w oczach
teraz
nie mieszczę sie we własne ciuchy
budujące to to nie jest
chcę dobrze wyglądać
a już nie potrafię
nie mogę zebrać się w sobie
żeby coś z tym zrobić

środa, 2 marca 2011

poranek

słoneczny
i skropiony uśmiechem
słońce nieproszone wdziera się do żołądka
ot jakoś tak
niewypowiedzianie

i kawa na korytarzu
jak za starych akademikowych czasów