wtorek, 26 stycznia 2010

rozerwana na strzępy

Siedząc na schodach akademickiego przytułku zaciągam się dymem wolno płonącego papierosa... Przeszywają mnie dreszcze zimna i podniecenia - nieustannie czekam na każdą nadchodzącą mnutę... Niecierpliwie roztargniona śnię o ukrytych w przyszłości nocach w Jego ramionach. Tymczasem szara, smutna rzeczywistość naszej studenckiej komuny. Gdzieś między świtem a południem dnia wczorajszego dzwonił Ten o którego telefon modliłam się miesiącami wypłakując w poduszkę łzy goryczy i tęsknoty. Tymczasem On martwiąc się o mnie wybiera momęt najmniej odpowiedni, właściwy, porządany. W czasie wcześniejszym łapałabym każdy gest, uśmiech, spojrzenie - nadzieję tak kruchą i ulotną - dziś czekam na Piotra w nadzieji na pogodną przyszłość. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz