poniedziałek, 28 listopada 2011

I don't like where we going

Czasami zastanawiam sie nad sensem - sensem zycia, sensem istnienia, uwarunkowaniem zycia... Samo w sobie przeciez nie ma sensu? Rodzisz sie - umierasz. Zadna z podjetych miedzy czasie decyzji niczego nie zmieni... Koniec zawsze jest taki sam. Roznica detali... ot dom, lozko szpitalne czy rozbity samochod. Czasem ma sie szczescie ginac w katastrofie samolotowej lub innym nadprzyrodzonym zjawisku. Nie mozna sie smierci spodziewac ani zaplanowac jej granic. Gdy odchodzisz ludzie Ci najblizsi cierpia, nie pojety bol rozrywa ich wnetrznosci - ale i to z czasem mija. Stajesz sie ulotnym wspomnieniem, iskra ktora dawno juz zgasla.
Nie znalazlam... Nadal nie pojmuje gdzie ukryty jest sens tego wszystkiego.

By the way, he had right when he told me I guarantee you'll miss me cause you changed the way you kiss me...



and i don't  like where we going...

2 komentarze:

  1. Czy śmierć sprowadza się do różnicy detali? A gdzie to wszystko, co zostało przeżyte? Gdzie każda łza i każdy uśmiech? A gdzie świadomość przyczyny? Czy tak samo przyjmiesz wypadek, długą nieuleczalną chorobę związaną z cierpieniem i samobójstwo, bo za nim stoją powody? Chyba nikt nigdy ci nie umarł, skoro takie wyciągasz wnioski.
    Śmierć nie dla umarłych - dla żywych jest doświadczeniem, ale nie tylko. Z tego doświadczenia wynikają konsekwencje i postawy. To nie są ulotne cienie. Przeżywanie śmierci wdrukowuje się w człowieka. W jego świadomość godności i szacunku wobec drugiej osoby za życia i po śmierci. Śmierć może być zbanalizowana, ale nigdy nie jest banalna. Czy ty na pewno wiesz, o czym piszesz w tej notce? Bo wystawiasz świadectwo swojej dojrzałości i człowieczeństwa. Przepraszam za reakcję - jestem zaskoczony twoją postawą i logiką tekstu, który bądź co bądź publikujesz i każdy ma do niego dostęp.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi GaWallo nie zrozumiales logiki mojego myslenia i sensu zamieszczonego posta. Szanyje smierc i czuje przed nia respekt znajac ja az nad zbyt dobrze. Zlozonosc zycia i moment smierci wplywaja na postawy, powoduja bol i sklaniaja do przemyslen. Jednak nie o smierc sama w sobie mi chodzilo, raczej o zycie i jego zlozonosc - o bezradnosc wobec pietrzacych sie problemow i chwile kiedy czlowiek sie poddaje.
    Poranek, kiedy nie masz sily wstac, kiedy nie potrafisz otworzyc oczu... Pomyslales o tym?
    Wybacz za to, ze moj blog jest emocjonalny, ze sugeruje sie chwila i wlasnie ja probuje wyrazic. Moje postawy sa mi znane, chce tylko pamietac o uczuciach, ktore rodza sie z nikad i rownie szybko umieraja.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń