poniedziałek, 26 marca 2012

historia pewnej milosci

Szalony romans, zbyt piekny aby mogl byc prawdziwy.

A byl...

Pamieta jak dzis, gdy pierwszy raz go zobaczyla - niby nic takiego, ale usmiech mial zniewalajacy. Nie myslala o nim, nie zastanawiala sie co mogloby sie stac... Zajeta, zamyslona, zbyt niesmiala aby sie odezwac.
A on probowal, systematycznie uczyl ja odwagi, tlumaczyl pojecia i akcentowal slowa. Przekroczyli granice jezyka, ktora wczesniej nie pozwalala jej sie zblizyc... I kochali sie, kochali sie namietnie w niewielkim hotelu na przedmiesciach miasta, na niewygodnym lozku zawieszonym tuz pod sufitem. Mijaly tygodnie a on nie potrafil sie nia nasycic, pragnal wiecej, zadal wiecej. Zazdrosny o kazde spojrzenie, o kazdy usmiech skierowany nie w jego strone - o mysl, ktorej nie mogl poznac.
Roznili sie wszystkim - historia, zyciem, pragnieniami... Nawet kolor skory zwiastowal rychle nieporozumienie. Przekraczali granice, pokonywali przeszkody - szczesliwi, upajajac sie soba.

Gdy nagle wszystko pryslo... Klutnie, pretensje i noce w zimnej poscieli, noce przy kieliszku wodki. Nie sa juz razem - tylko czasem, przez przypadek - kradna sobie usmiech, pocalunek w ciemnej ulicy, ukradkowe spojrzenie w niewlasciwa strone...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz