środa, 17 czerwca 2009

16 czerwca - słonecznie...

Dzień jak co dzień, z tym tylko, że z nowymi przygodami...
Stacja, pociąg, czekam na pociąg - a właściwie przyjazd mojego pociągu. Nie sprawdziłam pociągu, więc czeka mnie nieproduktywna godzina na stacji kolejowej... Chciało mi się przygód - a w domku praca do napisania, nie wspominając o jutrzejszym egzaminie, na który oczywiście nie umiem nic.
Promyk nadziei jest w tym wszystkim - może zobaczę "ukochanego" - choćby z daleka. Nie pamiętam czy wspominałam, ale "miłość mojego życia" kocha inną. Nie smęćmy - życie codzienne jest dość okrutne - więc po co jeszcze utrudniać.
Podsumowanie dnia fatalne - nie zdałam prawka, więc perspektywa drogowych wojaży odchodzi w zapomnienie (przynajmniej na pewien czas). Jazda szła mi całkiem dobrze - skupienie, dynamika, reakcje adekwatne do dawanych sygnałów...

20 min później
Spotkałam UKOCHANEGO!!! Czy muszę mówić jaki on przystojny, zabawny, seksowny, inteligentny, pociągający, sympatyczny, uprzejmy, szarmancki, interesujący, zabawny, (wspominałam seksowny?), uroczy, fascynujący, kochany... Mogę tak bez końca! Uwielbiam go, ubóstwiam, kocham - NIESTETY.
Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, wymieniliśmy się uprzejmościami. Kupuje mieszkanie, 90 metrów, podpisał już umowę przedwstępną... Był w Egipcie (wycieczka all inclusiw), nurkował, odwiedził Wrocław, podróżuje. W pracy dostał podwyżkę, 113 zł, "na zachodzie bez zmian", "żarty muszą być", nic się nie zmieniło - NIESTETY.
Niestety u mnie też - nadal go kocham. Poczekał ze mną na pociąg, byłam raczej milcząca. Cudowne 20 minut - cudowne bo przy nim - teraz szara rzeczywistość. Zapchany pociąg, kolejne stacje, skwar i pustka, której nie ma czym wypełnić. Obawiam się, że moja dzisiejsza nauka nie ma szansy bytu - skupienie i potrzeba wiedzy odeszły w niepamięć. Więcej takich spotkań - marzenie...
Ani słowa o Basi - dziękuję. Choć chciałabym wiedzieć. Gdzieś między zdaniami spostrzegłam jej brak - lecz z pewnością to tylko moja nadinterpretacja, pragnienie, sens dalszego trwania.
Najprzyjemniej pisze mi się w pociągu - jestem staroświecka - czeka mnie żmudne przepisywania...
Perspektywa jutrzejszego dnia podnosi na duchu- o ile tylko przetrwam egzamin - będe żyć, będzie nawet wesoło. Filmy, muzyka, może nawet gdzieś wyjdę. Oczywiście motyw przewodni "Poznań" - w towarzystwie wyjątkowej Pauliny. Jedynie koszty trzeba będzie ograniczyć...
Teraz pomyślane: "Może zadzwoni?". Wszystko ma początek i koniec, a czas leczy rany (tak mówią).Sentymentalne to wszystko, zbyt uczuciowe i trudne. Za oknem chłopaki graja w piłkę, kolejna stacja - Szamotuły,ale jakoś nikt nie wychodzi. A miałam nadzieję...
Wszystko psuję, wszystko mi "leci" ( w znaczeniu "wypada z rąk"), jakoś brak integracji ciała z umysłem, wszystko się buntuje. Pisanie też powoli nieskładne się staje, więc zakończenie pracy zaliczeniowej niekoniecznie spełni moje oczekiwania. cztery godziny poświęciłam na stworzenie czterech stron artykułu, przy czym starałam się streścić. Dziś planuję poświęcić na to cały czas, który posiadam.
Przepraszam, że staję się dziś monotematyczna, wokół mnie same zakochane pary - i co dziwne, wcale mnie nie drażnią. Ciekawe, czy moja Marlenka po mnie wyjdzie (patrz post z 15.06.2009, druk zielony) - miło byłoby wyżalić się na ramieniu bliskiej mi osoby. Bodziec - reakcja: statystycznie najlepsza skuteczność w trudnych sytuacjach. Zwlekanie w działaniach behawioralnych obniża lub całkowicie niweluje porządane reakcje, zachowania, postawy. jeśli zagadnienie kogoś bliżej zainteresuje odsyłam do literatury autorstwa Kozieleckiego.
Za wszystkie literówki - przepraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz