niedziela, 28 czerwca 2009

deszczyk pada na nas...

Kina nie było - obogólny brak zainteresowania filmem romantycznym z elementami romansu i zdrady - aż dziwne... Spacer za to udany, w deszczu, schowani w bramie patrzyliśmy jak z nieba spadają maleńkie, ciepłe krople deszczu. Schowani w bramie czekaliśmy, aż przestanie... Zrobiłam mu "mi,mi,mi", śmiałam się, marudziłam - zła ze mnie pocieszycielka, nijaka - szczególnie gdy sama nie jestem szczęśliwa. Depresja to zbyt wiele powiedziane, ale smutek jest dziś odpowiedni - myśli rozbijają się o siebie, zbyt zmęczone by pędzić bez tchu. Wirowały w piątek po szalonej nocy z "happy endem" ??? Różnica między tym co jest, a czego oczekuję nie istnieje, zatarła się i skączyła w dniu który nastąpił, trwa i nie przestanie... Marzenie - morze, w jego towarzystwie. Bo on przecież istnieje, trwa w moich myślach i nie odchodzi, on nie chce odejść więc przecież nie mogę tego rządać - nie chcę - już nigdy więcej! A spacer? Udany, uwielbiam milczeć i stać w deszczu, krople spływają po twarzy, po ramionach, pozostają na skroniach. Mogłabym tańczyć... W kroplach tego deszczu, który mnie dzisiaj utulił, objął całą swą mocą i sprowadził uśmiech. Smutek nie odchodzi - ale kto powiedział, że go nie lubię? Dobrze mi z nim już od wielu lat, jest mój, niezgłębiony, przez nikogo nie poznany...

Może faktycznie marudzę? Ale przecież gdy pada, świat staje się piękniejszy. Zatapia się w ciszy, inaczej - dzwięk kropli z rozpędem rozbijajacych się o ziemie, nieustannie uderzających o wszystko, co stanie na jego drodze...Mam ochotę pisać.... Może już lepiej nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz