niedziela, 31 lipca 2011

znalezione we wspomnieniach

Znowu spać nie mogę, ale nie ja jedna... Znęcam się nad sobą czytając bloga. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek nauczę się żyć tym, co jest - nie czym było.

Doszperałam sen stary - który uleciał już z pamięci. Mogę do niego wrócić, uśmiechnąć się nad wspomnieniami.
Śnił mi się przyjaciel, śnił mi się romans - który zaistnieć nie mógł, nie może. A w tym romansie, który miejsca nie miał - był On. Prosząc o pomoc zwróciłam się do Niego - choć wiem, że mi nie wolno, choć nie widziałam Go od wieków...
Gdy mi smutno - uciekam. Czasem płaczę, choć zbyt rzadko. Odświeżam wspomnienia - tych kilka, które cokolwiek znaczą, do których się uśmiecham. I noc nieprzespana, choć cicha zupełnie - rozbrzmiewa blaskiem.
Kolejny wpis, który mnie uwiódł to list, który z perspektywy wygląda inaczej, napisany w rozpaczy, w jakimś dziwnym uniesieniu - list, który nie dotarł nigdy do celu. Nie potrafię jednak powiedzieć o nim nic ponad to, że był - a to, co o nim myślę - lepiej zachować dla siebie...
I wiele innych - smutnych i wesołych - słów splątanych z sobą, których nie układam, które same płyną... Przywołują chwile, poruszają serce i  to wszystko z każdym wersem jawi się w kolorze - jakby wydarzyło się przed chwilą, tak bym mogła na to spojrzeć.

4 komentarze:

  1. Ty faktycznie spania nie masz. Wspomnienia... Tak, czasem wspominam chwile, kiedy wiedziałem co to znaczy "teraz", co to znaczy kontrolować "ta chwilę", co to znaczy być jej pewnym. Minęło bezpowrotnie. I to z czystej ludzkiej "życzliwości". Bardzo chciałem być dla innych, ale na uczciwych warunkach. Nie udało się. Stąd ten mój tekst, że nie znam "granic". Nie znam. Zostały rozbite, rozmydlone, zakłamane. To, co jest prawdą, niekoniecznie nią musi być, to co jest kłamstwem - pokazywane jest jako prawda i moja próba zawierzenia jednej osobie, żeby od nowa poukładać "gamę kolorów" okazała się stratą. Stratą, za którą cały czas płacę. Wkładano w moje usta intencje, których tam nigdy nie było. Wspomnienia - moje ostatnie wspomnienia są bardzo bolesne. Szukam sposobu, żeby odzyskać chociaż trochę siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wystarczającym ciężarem, wystarczającym wstydem był dla mnie fakt konieczności nadrabiania czegoś, co inni rozwijają w sobie we właściwym czasie. Mnie nie było to dane, nie z mojej winy. Niestety - płacę za dobrą wolę. Wstydem, strachem, gniewem, pustką... Mam o to żal i nic nie poradzę... w odpowiedzi otrzymuję jedynie: "30 lutego o godz. 28:00". To się nazywa: dobra wola.

    OdpowiedzUsuń
  3. A może ironia? Może czasem nie warto chcieć? A może warto być egoistą? Tylko jak tego dokonać skro nauczono Cię inaczej... Mówiłam, życie bywa przewrotne a ludzie zapominają o innych, czasem o sobie samym też...

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcieć oznacza być. Wola jest jednym z wyznaczników bycia. Nie da się nie chcieć. Zawsze myślę, że cokolwiek tworzę, buduję to w relacji do innych. Egoizm jest konsumpcją. Konsumujesz wszystko wokół do chwili, kiedy orientujesz się, że konsumujesz siebie samego. Dopiero w relacji do innych - możesz stworzyć coś nowego. W sobie i w innych. I mimo, że wkładasz w to wysiłek, czasem duży, to okazuje się, że warto i stać cię na jeszcze większy wysiłek, i jeszcze, i jeszcze... bo przynosi efekt, bo widzisz, że daje coś innym. Potrzeby własne tak naprawdę: jeść, pić, spać, wydalać... bo seks też tylko w relacji do... albo tworzysz coś wspólnego - jakąś płaszczyznę bycia razem, albo używasz, albo jesteś używana, więc tylko w relacji do drugiej osoby. Sam - niewielkie potrzeby, podstawowe. Jeżeli nie chcesz - nie stajesz się, nie "rośniesz", ale to musi mieć cel.

    OdpowiedzUsuń