sobota, 10 września 2011

nieuchwytnie w godzinach przedświtu

Dzień był fatalny, noc jeszcze gorsza... Doskwiera mi samotność - ale to nic, sama ją wybrałam. Bardziej boli, że to był mój własny wybór, moja decyzja... Jak mogłam zrezygnować z życia? Na rzecz spokoju, niczego więcej... Jest mi dobrze, nie płaczę, nie rozczulam się nad sobą, nie pragnę śmierci... Ale też nie jestem szczęśliwa.
Zyskałam, nie wolno mi zaprzeczyć. Łzy nie sączą się po policzkach, a ja nie przytulam się do ściany... Uwielbiam skrajne emocje - tymczasem tkwię w zawieszeniu, a przecież na nic nie czekam, niczego nie pragnę...

A jednak...

Bywały noce, po których pragnęłam się nie obudzić. Przeżyłam dni o których chcę zapomnieć. Prosiłam o pomoc, błagałam o radę... Jak mur stali przede mną ludzie - nieczuli i zimni. Tyle dni, miesięcy - czas, który w lata się zamieniał i który staje się ciągle...

Spotkałam ludzi wartych zapomnienia i tych, co w pamięci zostali. Nie zawsze kochałam ludzi - mimo, że dziś ich kocham... Potrzebuję przyjaciół, potrzebuje rodziny - o ile mam funkcjonować... Sama dla siebie nic nie jestem warta, na niczym mi nie zależy. Udowodniłam to -  nie tylko sobie, nie zamierzałam...
Pragnienie, którego nie spełnię - nigdy! Coś czego pragnę, a na co nie mam odwagi, na co mnie nie stać.

To moje miejsce, a nie mam odwagi pisać...

Dzień był ciężki, dni bywają trudne - a ja pragnę zasnąć... Bezsenne noce, przydługie popołudnia i poranki z kawą, której nie mam już z kim wypić.

Opuszczam się, opuszczam się w mniemaniu, że żyję. Złudzenia bywają złudne...

Nieuchwytnie w godzinach przedświtu - w samotności pragnę samotności.

7 komentarzy:

  1. Szelest cichy jak słowo płynące strumieniem, który zawsze odnajduje dla siebie drogę... pomyka, wygładza kamienie, burzy się bystrzami, odbija echem kaskad, kamiennych progów... płynie niestrudzenie, nieprzerwanie, bezustannie - to jego przeznaczenie, którego ani on ani nikt nie zmieni. Nie zna celu, nie zna drogi... zmierza. Dokąd - nie wie, ale podąża ciągle, wytrwale i ciągle biegiem. Porusza liście, gałęzie, trzciny pochyla i w ruchu, ciągłym ruchu. Spiętrzony na chwilę zwalonym pniem zrywa się jak młode źrebię i gna... jeszcze szybciej, jakby nie chciał się spóźnić. Czasem zachwyci go zakole i piachu naniesie, ale dalej - gna. Po co? Dokąd? Za innym strumieniem, kolejnym, kolejnym, kolejnym... rośnie, poważnieje i tylko czasem westchnie na wspomnienie dziecka puszczającego jesienne liście na wodzie. Jego uśmiech, fascynacja, pochłonięcie uwagą... jest niestety tylko wspomnieniem.

    Tak mi przyszło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Może sięgnij głębiej...
    https://gawallomoje.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne to... Jak bajka pisana o poranku, dla kogoś bliskiego. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem słowa same płyną spod palców i wtedy warto im na to pozwolić. Nie zawsze warto je pokazywać obcym, bo można za to zapłacić zbyt wysoką cenę. Bywa jednak tak, że i tak się nic nie poradzi. Te popłynęły po przeczytaniu - na tą sytuację, chwilę - takie.

    OdpowiedzUsuń
  5. GaWallo wybacz, że zapytam - czy mieszkasz w Anglii? Patrząc na godzinę tak mi się nasunęło...

    OdpowiedzUsuń
  6. Do czego ci potrzebna taka wiedza?

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie potrzebna. Źle mi w tym kraju, wiec dopatruje się szczegółów... Przepraszam - wybacz, jeśli możesz.

    OdpowiedzUsuń