poniedziałek, 14 grudnia 2009

anioł

Wiele lat temu, gdy byłam jeszcze małym, niesfornym dzieckiem - żyła kobieta, która była Aniołem. Uśmiech Jej rozpromieniał cały świat, wypełniał światłem smutne dusze i puste pokoje. Była, zawsze była tak blisko, na wyciągnięcie ręki, na każde zawołanie, na moje prośby. Czas spędzony wspólnie dawał mi siłę, by żyć - samotność nie istniała, a radość była wpisana w dzień, noc, w nas.

Niedzielne obiady, pachnące ciepłem i przyprawami. Święta spędzone wśród zgiełku i okrzyków radości. Długie jesienne wieczory przy gorącej herbacie z kromką chleba posmarowaną masłem i pomidorem w ręku. A dni słoneczne, skwarne, uciążliwe? Schowane pod drzewem, zapatrzone w przestrzeń, oddychające gęstym powietrzem o zapachu akacji. Opowieści, bajki, kołysanki, kolędy i ten cudowny czas, gdy byłam szczęśliwa, beztroska. Kobieta, którą kocham, za którą oddałabym życie.

Teraz się tylko do Niej modlę, tęsknię i wspominam po cichu, bez słów. Brakuje mi Jej jak słońca, jak gwiazd, jak Boga. Skórę miała ciepłą i pachnącą, w jej ramionach zasypiałam spokojnie przyzwyczajona, uzależniona od Jej obecności. A potem odeszła zostawiając pustkę nie do wypełnienia, smutek, który nigdy nie znika... Kobieta, która mnie wychowała, pocieszała, tuliła. To Ona nauczyła mnie tego życia, ukształtowała, stworzyła.

Babcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz