wtorek, 14 grudnia 2010

świątecznie

błądziłam po zaśnieżonych uliczkach
zasypanych chodnikach
wśród świątecznych światełek i migoczących choinek
ludzie znów się uśmiechają
nadchodzą święta
jesteśmy sobie bliżsi nisz kiedykolwiek
biały puch i towarzyszące mu zimno rozgrzewa serca
gorąca czekolada pali język
zapach wanilii imbiru
cynamon
świątecznie
kolędowo



a w mojej głowie sny niepokorne
fantazje niespełnione
warszawa
hotel
czerwona sukienka
i taki Pan, co Jego imię nie może zaistnieć
nie w mojej głowie

potem kobieta
pyta mnie czemu
i co się z Nim dzieje
gdzie Jego myśli
gdzie czułe słowa
czemu Go nie ma chociaż jest przy niej

co mam powiedzieć?
praca - dlatego
tyle się dzieje
jest zbyt zmęczony

pytanie do mnie:
zakochana?
oczy jak iskry
i uśmiech na twarzy
przewrotny
wyrażający niewypowiedziane słowa
odpowiedź prosta:
jestem

telefon: Marcin: pomóż
zakochałam się
Jego kobieta musi wiedzieć, że kogoś mam
jedyna osoba na którą mogę patrzeć z uwielbieniem siedzi ze mną przy stoliku
sączymy kawę

kolacja
czerwona sukienka
i znów tyle niewypowiedzianych słów


nie jestem zakochana
ale dziś się tak czuje
tak serce jakoś szybciej uderza
może wczorajsze wspomnienia?
może myśli sprzed lat wracają niepostrzeżenie
a może po prostu ten śnieg, który tak sobie upodobałam

kilka lat temu
gdy jeszcze głową o stół uderzałam
dziadek zaprzęgał Dianę
i na sankach robiliśmy wyścigi
pod lasem iglastym lepiliśmy bałwany
w zaspach szukaliśmy grzybów
czerwone poliki
zaśnieżone kurtki
i śmiech rozbrzmiewający w przestworzach
a babcia czekała
z obiadem pachnącym
z herbatą
słodką od miodu
tęsknię...

choinka
babcia z mamą w kuchni gotują kolację
ja z dziadkiem w pokoju
choinka
i lampki
i gwiazda
ogromna, złota
cukierki
ubrana tak ciężka
pachnąca świerkiem
jak dawno
jak z bajki
wieczorem prezenty
usiedzieć nie mogłam
kusiły
nęciły
paczki kolorowe wstążkami wiązane
smakołyki na stole
same pyszności
czerwony barszcz
chrupiąca ryba
grzyby
śledzie
makowiec maminy
zawijany
normalny
tony pomarańczy
rodzynki

chyba marzeniom ulegam
wspominając mary

cieszę się jak dziecko
cieszę się zawsze czekając na Gwiazdkę

dziś w Poznaniu
sama ze sobą się męczę



8 komentarzy:

  1. pointa ostatnich dwóch wersów, że aż...
    takie tam
    i jeszcze takich tam pare
    i pare parych
    możemy tak dalej...
    ;O)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tam się czepiasz :D
    zaraz,że takie tam...

    musi być po mojemu!

    do snu się odnieś, bo ciekawy był:
    analityczny :P

    OdpowiedzUsuń
  3. wiesz, pointa ma to do się, że najważniejsiejsza jest...

    sen wyszedł marginesowo ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. a może pointa tyczy się właśnie snu?
    bajanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. a może... pointa wylazła przed sen???

    OdpowiedzUsuń
  6. a może ja też bajdurzę...?
    ;)

    OdpowiedzUsuń