poniedziałek, 13 grudnia 2010

śnieżyca

bajkowo za oknem
znów pada biały, puszysty śnieg
a mi się marzy kolacja
wino i świece
takie czerwone

jak lubię
jak kiedyś

poszłabym na spacer
pobłądziła po Cytadeli szukając zasypanych ścieżek
w zaspach nurkując patrzyłabym w gwiazdy
podziwiając niebo

a może Malta?
jedno kółeczko
tak dookoła
i przygody na lodzie
wypatrywanie zmarłych...
właściwie topielców
pół drogi śmialiśmy się z naszej paniki
z tego przerażenia:
i co teraz zrobić?
a to pachołek
ni czlowiek
a myśmy przekonani,że ktoś się topi...

noc uruchamia wyobraźnie
mrok wyostrza rysy
tak łatwo domalować rzeczywistość

lżej mi dzisiaj
odrobinę
mam gdzie się schować
za czym ukryć
nic więcej mi nie trzeba

i jeszcze jedno: piwo w miłym toważystwie
tak brak mi toważysza
słowa rozbijają się o ściany
słowa, których nikt nie słucha
nawet nie wiem już co powiedzieć
zapomniałam mowy
zostało spojrzenie
ono nic nie wyraża
przynajmniej bardzo tego bym chciała...
jedno jest pewne:
nikt już na mnie nie patrzy
nie mam się więc czego bać

a tak usiąść w mrocznej knajpie
przy dźwiękach cichej muzyki
tak abym mogła Cię słyszeć
opowiadaj mi bajki
długie i ciemne
niech kończą się łzą płynąca nieśmiało po policzku
a ja zawstydzona spróbuję zetrzeć ją niepostrzeżenie
udaj, że nie widzisz
nie każ mi mówić

właściwie topię się nie wołając o pomoc
właściwie żyje nie potrafiąc żyć
i nic mi nie pozostało

bylo tyle możliwości
alternatywa goniła alternatywę
dziś nie ma już nic
tylko śnieg
delikatny puch
zawirowanie spada z nieba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz