piątek, 3 lipca 2009

Zmęczenie moje osiąga powoli linię graniczną, muszę się wyspać, odpocząć, najeść... Chcę do Niego, w Jego ramiona - schowana i niewidoczna, bezpieczna i szczęśliwa... Ale czy On też? Też, napewno. Jak mi dobrze z tą świadomością, jak beztrosko... Szłam wczoraj do domu pieszo, otaczały mnie łąki spowite gęstą, nieprzeniknioną mgłą. Powietrze miało świerzy, pobudzający zmysły zapach - delektowałam się każdą chwilą cudownej samotności... Ja chcę nad morze, potrzebuję uciec choć na kilka krótkich dni. Ale czy mogę zabrać go ze sobą? Czy wtedy to będzie ucieczka, czy raczej poddanie się marzeniu, które jest na wyciągnięcie ręki? Zapach morza, powiew wiatru szalejącego na bezkresnych przestrzeniach... Tego mi potrzeba, dokładnie tego.
A tu? Jeszcze jednen wpis i mogę zdać indeks, 13 lipca wyniki rekrutacji, do załatwienia stypendium, akademik, wewnętrzna rekrutacja, praca, pranie (to już dwa tygodnie!!! skąd ja biorę czyste rzeczy?). Dużo tego niestety, ale weekend wolny, z domu się nie wynurzam - chyba, że do ogrodu poleżeć, poczytać i poleniuczować. Pragnę dużo, dużo muzyki! Tak wiele, jak tylko się da! Będe się sycić tym, co na świecie jest piękne, poruszające i pozwala zapomnieć.
A teraz trochę weselej. Mi wcale nie jest źle! Muszę trochę pomarudzić, ponażekać i posmucić się troszeczkę. Przecież w tym mój urok tkwi ponadprzeciętny, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz